czwartek, 6 marca 2014

Poruszenia.

Czas ostatnio u nas gęsty od wydarzeń i różnych wzruszeń... I nawet gdybym nie miała końcowociążowej huśtawki hormonalnej, pewnie ryczałabym jak bóbr każdego dnia...

Po pierwsze weekend. Konkretnie sobota. Nie, u nas nic takiego się nie działo i dzień spokojny. Ale z rana dostałam smsa od znajomej, która od niedawna była w drugiej ciąży. Zaczynał się słowami "Dzidziuś jest już w Niebie, a ja w szpitalu..." Miałam to zdanie w sercu cały dzień. Chyba żadne wywody o przemijaniu i kruchości życia tak mnie nie poruszyły, jak ten poranek. Żeby było ciekawiej, kilka dni później dowiedziałam się, że właśnie tego ranka przyszła na świat długo oczekiwana córeczka innej znajomej. I tak mnie to tąpnęło, że  w jednej chwili w dwóch szpitalach... Że tak blisko od łez do szczęścia... I nigdy nie wiadomo, co dzień przyniesie.

(wrrrr Gabryś właśnie wymyśla milion powodów żeby nie spać, jakie dzieci czasami są irytujące aaaaa)

Poza tym codziennie śledzimy tą sytuację na Ukrainie. I szczerze mówiąc, boję się. Nie rozumiem krótkowzroczności niektórych i "inteligentnych" komentarzy w stylu "Nigdy nie lubiłem Ukraińców", "To nie nasza sprawa" itd... Groźba wojny i cierpienia wielu niewinnych osób (a najgorzej mają wtedy dzieci, chorzy i starzy), a tu taka znieczulica. Ciekawe, czy gdyby na nas najechali, to gdzieś za granicą ktoś popijałby piwko w fotelu i mówił "Nie lubię Polaków, dobrze im tak"? Na pewno, głupota nie ma narodowości...

A ja w nerwach czekałam na dzisiejszą wizytę w szpitalu i usg. Od kilku dni jakoś się czułam inaczej (cyt. "jakby mi miednica miała zaraz zjechać do kostek" :P). I potwierdziły się moje nadzieje, dzieciątko się obróciło główką w dół :) Także może uda się je wypchnąć na świat metodą tradycyjną. Poza tym wszystko w normie, no poza asymetrią, ale ona bez zmian. I hope będzie dobrze... Generalnie to mi ulżyło, bo już się bałam, że się nie obraca, bo jednak coś jest nie tak. A tu dzieciątko przekorne po prostu i lubi trzymać w niepewności.

No i oczywiście zaczął się Wielki Post.  Chyba pierwszy raz w życiu mnie to cieszy. Zawsze jakoś chciałam go minąć jak najszybciej, a tym razem chyba do niego dorosłam w końcu. Byłam wczoraj na eucharystii i bardzo mi pomogła. Końcówka ciąży to doświadczenie zdecydowanie wielkopostne, także nic nie muszę dodawać... Tylko wytrwać. Jeszcze nigdy nie byłam tak wyciszona i... czekająca. Może przez to, że mimo wszystko tą ciążę przeżywam bardziej świadomie i spokojniej. I mam już to doświadczenie, że Bóg ze śmierci i cierpienia wyprowadza życie.

A na koniec trochę czarnego humoru. Pisałam ostatnio o męczącej mnie zgadze. Ostatnio stwierdziłam, że szkoda, że druga część "Hobbita" już nakręcona. Byłabym świetna w roli buchającego ogniem smoka Smauga :D A zatem zostawiam Was z piosenką, która ostatnio chodzi mi po głowie zwłaszcza wieczorami. "I see fire", o walce ze smokiem... tudzież zgagą ;)

11 komentarzy:

  1. No i superancko, pupcia w górę glówka w dół i maluszek szykuje się do pokazania się światu. Ach jak ja już nie mogę doczekać się, żeby dowiedzieć się kto to :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super wiadomość :)
    Mnie też zżera ciekawość, jakiego Lokatora Mama nosi pod serduszkiem:)
    Najważniejsze, że zdrowe! :)

    Mnie też przeraża ta sytuacja z Ukrainą,przestałam oglądać jakiekolwiek wiadomości...

    Piosenka piękna, uwielbiam!
    Spokojnego wieczoru!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja kiedy dowiedziałam się, że siostra cioteczna straciła maluszka nie potrafiłam nic powiedzieć poza przykro mi, a potem kiedy sama zaszłam w ciążę nie potrafiłam jej się przyznać...

    OdpowiedzUsuń
  4. to prawda kruchość życia jest okropna szczególnie kiedy dotyczy malutkich dzieci wtedy polecam przeczytanie książki "niebo istnieje naprawdę" piękna wzruszająca i dająca ukojenie właśnie po stracie nie tylko małego dziecka ale i dorosłego...
    fajnie że dzidziuś się ułożył jak trzeba wszystko idzie ku najlepszemu brawa...
    ja niestety nie oglądam wiadomości wiec nie bardzo wiem co się na świecie dzieje wiedziałam o Ukrainie i o Rosjanach którzy tam wkroczyli nie podoba mi się zachowanie Putina i tyle. Mam nadzieje że nie dojdzie tam do Wojny

    OdpowiedzUsuń
  5. Lila też się późno obróciła, co ciekawe, było to już tak wysoko, że lekarz powiedział, że jeśli się obróci, to na pewno to poczuję, bo to będzie jak tajfun :) I co? I guzik :) Obróciła się w nocy, podobno Marcin czuł, bo spałam brzuszkiem do Jego pleców, a ja wszystko przespałam :)

    Oby udało Wam się naturalnie wydostać Maluszka :) W końcu to lepiej dla kolejnych ciąż! Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  6. Rzeczywiście, masa wzruszeń i innych poruszeń u Ciebie... A Maleństwo już się do wyjścia szykuje - to bardzo dobra wiadomość :o)
    Życie trzeba celebrować każdego dnia, bo nigdy nic nie wiadomo. Inna sprawa, że nie zawsze da się je celebrować tak jakby się chciało...

    Sytuacja na Ukrainie mnie coraz bardziej przeraża...a I See Fire od jakiegoś czasu wprost ubóstwiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja byłam tak jak twoja koleżanka i dzięki stracie mojego maleństwa mam przyjaciółkę od lat od serca, a zaczeło się od smsa: jak tam maluch rośnie?...Maluchy są w niebie...i tak nasza przyjaźń przetrwała największą próbą śmierć jej dziecka tuż po urodzeniu i moją ciąże z drugim synem...A co do zgagi ponoć dobre są migdały, mi pomagały paluszki z sezamem :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Niech się ukarze kim jest> dosyć tej niepewności ;)

    http://czekamynacud.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie chcę pisać o Ukrainie, bo moje poglądy mogłyby Cię zdenerwować.

    Zgagę znoszę świetnie z migdałami. Tylko to drogie jest :/ Teraz wykombinowałam że chyba będę kupować kilogramami na allegro, bo jeszcze żebym tylko ja je jadła.. A tak jak mi mąż kupi 0,5 kg to sam połowę zjada :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzięki wszystkim za dobre słowa ;) też już się nie mogę doczekać odpakowania Niespodzianki... :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Ależ Cię przetrzymał maluszek z tym obracaniem się główką w dół.

    OdpowiedzUsuń