niedziela, 9 lutego 2014

Z Armstrongiem w tle.

Leniwa niedziela... Wróciliśmy ze spaceru, na którym karmiliśmy chlebem kozy, a potem z wysokiego pomostu obserwowaliśmy przejeżdżające pociągi. Powietrze pachniało wiosną i już jakby marcem. Żywą ziemią.

A mnie było żal, że nie mogę zamienić się w niedźwiedzia i faktycznie pod koniec marca obudzić. Nie żeby mi teraz źle było... Ale w ostatnim czasie trochę znajomych ciężarówek urodziło i już zaczęło mi się na serio tęsknić za małym dzieciaczkiem. Jakoś tak bardziej niż dotychczas nawet. A tu dopiero ósmy miesiąc się zaczyna i wypadałoby go przetrwać, podobnie jak następny zresztą...

Właśnie czekamy aż się upiecze ciasto w piekarniku. W tle leci Louis Armstrong (ostatnio chłopcy mają fazę na niego i Mozarta, bo tatuś lubi). Siedzę i chyba się nie ruszę... W ostatnim czasie Maluszek musiał chyba bardzo urosnąć. Kręgosłup boli na maksa i coraz ciężej mi gdzieś wyjść. Nawet naczynia zmywam na raty, bo wymiękam stojąc przy zlewie. Ruchy Maleństwa stały się dla mnie trochę bolesne i nieprzyjemne. Jakby Obcy mi się przewiercał przez wnętrzności :P Wczoraj poszłam sobie morfologię zrobić - czego nie lubię - i dzieciak chyba wyczuł moją niechęć do igieł, bo kopał jak zwariowany. A ja musiałam grzecznie siedzieć na miejscu, ignorując jego próby przesunięcia mi żeber w stronę gardła :)

Rafałkowi wychodzą kły i biedaczek wszystko wsadza do buzi. Na szczęście nie jest przy tym marudny, po prostu ma mega ślinotok i wtula nam pyszczek w ręce. Nasza mała przylepa :) Niby urwis taki, a jednak strasznie dobry i kochany. Gabryś - ten ponoć wrażliwy - z kolei broi ostatnio na potęgę i ciągle ląduje w łazience za karę. W sumie mnie to cieszy, bo fajnie że są tacy zrównoważeni i obaj potrafią zarówno zbójować, jak się przejmować innymi. Rosną chłopaki zdrowo. A ja czuję się coraz spokojniejsza jako mama. 

Jednak najtrudniej jest na początku, pierwsze dzieci to takie przecieranie szlaku. Potem człowiek nabiera wprawy i domowa rzeczywistość jest mniej kosmiczna i przerażająca. Jeszcze pamiętam te obawy, kiedy rodzili się chłopcy i wszystko mnie przytłaczało. Czułam się strasznie winna i bałam się, że nie dam rady jako mama. Niepotrzebnie - wszystko jakoś ułożyło się samo. I teraz to do mnie dociera, kiedy patrzę na smyków, jak się razem bawią, jak rozrabiają. Nie ma się co martwić na zapas :)

6 komentarzy:

  1. Ciążowy ból kręgosłupa to masakra... Na równi ze zgagą :)
    U nas ząbkowanie na całego, ale niestety poza ślinieniem się i pakowaniem wszystkiego do buzi jest jeszcze marudzenie, zawodzenie i problemy ze spaniem :( Ogłaszam strajk :)

    OdpowiedzUsuń
  2. kochana, ja w ciąży z Tati miałam tak ogromny brzuch, że zmywając moczyłam go o brzegi zlewu;) kręgosłup bolał mnie rzadko (co dziwne biorąc pod uwagę moje monstrualne rozmiary:P), ale jak już się zdarzyło - to była jazda bez trzymanki;/ Pomyśl, że jeszcze chwila, chwileczka, a będą Cię ręce bolały od noszenia małego oseska;)

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas podobnie z ząbkowaniem

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to w łazience za karę? :P To łazienka jest zła? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi nie, ale to jedyne miejsce w domu, gdzie można się wyciszyć. Chwila w łazience i chłopak wychodzi spokojniejszy. Żeby nie było, łazienkowa kara jest akceptowana przez dzieci :)

      Usuń
  5. Ahh uwielbiam ten utwór. ;)

    OdpowiedzUsuń