poniedziałek, 10 września 2012

Trochę ciepła.

Dobry, ciepły dzień - takich więcej, zanim przyjdzie zima. Przebalowaliśmy z chłopakami parę godzin, włócząc się od jednego placu zabaw do drugiego. Gabryś szalał na zjeżdżalniach i karuzelach, a Rafałek z zainteresowaniem obserwował otoczenie. Maluszek zauważa coraz więcej i śmieje się do wszystkich. Starszy z kolei się zrobił raczej ostrożny i nieśmiały, także potrzebuje trochę czasu zawsze na oswojenie się z ludźmi i sytuacją. Bardzo dobrze go rozumiem.

Poza tym to są trochę marudni ostatnio - małemu będą szły pierwsze zęby, a młodemu właśnie się wykluwają ostatnie. Także dzień jest wypełniony pocieszaniem.

A teraz Rafałek już śpi, a Gabryś robi właśnie Krzyśkowi awanturę, że nie chce spać...

Whatever. Wczoraj podładowaliśmy akumulatory na Olszanicy u kapucynów. Gabryś bawił się z ciocią cały dzień na polu, a my mogliśmy wreszcie się pomodlić w spokoju i w ogóle. Zwłaszcza mocny był moment w tamtejszym kościele, kiedy byłam sama tylko z Rafałkiem i czułam się jak w domu, jak w Niebie. Było trochę tak jak w pewnym kościółku na Podhalu, te 10 lat temu. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam wyraźnie, że Bóg chce dla mnie czegoś lepszego, niż  depresja i  powolne dogasanie w samotności. Tyle się zmieniło od tamtego czasu. We wczorajszej ewangelii było o uzdrowieniu głuchoniemego. A ja właśnie nie byłam w stanie wtedy mówić przy ludziach i dosłownie paraliżowało mnie, kiedy miałam się odezwać. Jak to było dawno i jak dobrze, że Bóg tak pięknie wszystko zmienia. Naprawdę mam za co dziękować.

I zapadła błoga (zapewne krótkotrwała) cisza... Chyba obaj śpią. Uff.

Dziękuję za pierwsze odwiedziny tutaj i miłe słowa :) Dobrej nocy wszystkim!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz