czwartek, 29 grudnia 2011

Święta.

- to tak w duchu świętowania :) Na szczęście już nie tkwię w durnym schemacie "święta, święta i po świętach" i moje święta nie skończyły się w Wigilię... W końcu czas na cieszenie się z narodzenia Jezusa jest TERAZ. Jakoś nie może tego zrozumieć większość stacji radiowych, które grały kolędy cały grudzień (wrrr), a teraz przestały :P

Co u nas? Wigilia i święta były dobre... Nie takie, jak sobie wymarzyłam. Nie było choinki, bo nie starczyło kasy. I kilka innych spraw nie wypaliło. Ale za to można było doświadczyć, że nie o choinkę chodzi, a w końcu Jezus narodził się w grocie, w ubóstwie, też z dala od wygód. Więc w sumie to dobrze, bo jakoś za wiele planów i spinania się przed Bożym Narodzeniem, a potem człowiek jest tylko zdenerwowany i zmęczony. A tak to mogliśmy przeżyć to jakoś normalnie. W dodatku byliśmy u siebie. Także było fajnie i jakoś... tak jak powinno... I ciepło, i jasno.

A i tak najbardziej mi się podobała relacja Renfri ze świąt boliwijskich (link po lewej) :)

Czekam na mojego świętego Józefa, aż wróci z pracy ;)

Gabrysiowi zaczęły się wykluwac kły. I nauczył się pić z kubka takiego "dorosłego" już bez użycia rurki. W ogóle ciągle sie uczy nowych rzeczy i już sama nie wiem, kiedy co załapał. Powtarza wszystko, co zaobserwuje. Ostatnio nawet pomalował sobie usta błyszczykiem, tak jak ja - ale mu wytłumaczyłam, że tak robią tylko dziewczynki :P

A Maleństwo często tańczy i już centralnie widać na zewnątrz, jak kopie. Także Wilkołak może sobie popatrzeć wieczorami i na drugie dziecko :)


Już niedługo mam nadzieję zamieścić tu zdjęcia dwóch skarbów. Nie mogę się doczekać! Termin na koniec marca...

Ciao!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz