środa, 16 listopada 2011

Śmiechy i kopniaki czyli co mnie napędza.

W końcu rozpakowani :) W dodatku chwilowo mamy laptopa. Także wreszcie mogę pisać, słuchać muzyki (dziś zainstalowałam sprzęt) i czuć się u siebie.

W ostatnim czasie jakoś bardzo od jesienno-zimowej degrengolady ratuje mnie Gabryś. Gdyby nie on na codzień pewnie byłabym sto razy bardziej przybita i samotna, jak zawsze na końcu świata (czytaj obrzeżach Krakowa), w ciąży i w ogóle... Pewnie, czasami widuję się z ludźmi i mam też inne zajęcia niż siedzenie w domu ale standardowy tryb od poniedziałku do piątku to żmudne przebijanie się z Gabrysiem przez codzienność. Wstajemy rano (zwykle pierwsze co widzę to jego uśmiechnięta buzia wyzierająca z łóżeczka), potem razem cała masa innych czynności do wieczora i mogę go położyć spać z poczuciem dobrze przeżytego dnia. No i wraca Krzysiek. A potem od nowa...

W każdym coraz bardziej do mnie dociera, że siła napędową ostatnio i czymś, co dodaje mi sił i poprawia humor jest właśnie Gabryś, który coraz bardziej wypełnia dzień swoimi pomysłami. To on kiedy się wkurzam zamienia się w uśmiechniętego łobuza i od razu muszę też się uśmiechnąć, bo nie da się inaczej :) Próbowałam :P On lata po całym domu tupiąc bucikami i wykrzykując na całe gardło. Najbardziej lubi gonić się ze mną dookoła i dostaje przy tym głupawki. Albo łaskotać na dywanie, tak że rechocze jak nakręcony. On też sprawia, że mi się nie nudzi - zawsze coś rozwali, wyleje, wyrzuci na podłogę, tak żebym miała co sprzątać. Ciekawe co to będzie, jak będzie miał towarzystwo :P Oczywiście działalność niszczycielska to nie wszystko. O dziwo młody lubi też sprzątać, a najbardziej wycierać - nieraz sam bierze ścierkę albo gabkę i ściera to co rozlał. Albo przeciera sobie stolik przed jedzeniem. W ogóle obserwuje dużo i potem sam coś robi, a mi szczęka opada. Podczas kąpieli sam wyciąga stopy do umycia :D I łapki do suszenia ręcznikiem. Normalnie wymiata :)

Generalnie posiadanie dzieci może być naprawdę przyjemne, jeśli się wyluzuje i stara zachować dystans. Na przykład nie powielać na siłę pewnych wzorców typu: trzeba kłaść małego w łóżeczku a nie u siebie (albo na odwrót). Niby pierdoła a można się zamęczać próbując zrobić coś, co w mojej sytuacji niekoniecznie musi działać. Ja kładę u siebie, a potem przenoszę do jego łóżeczka i jest spokój - naprawdę ładnie przesypia nocki i wcale nie chce powrotu do naszego łóżka, czym straszyła mnie znajoma :P

A drugi Maluszek już coraz mocniej daje znać o sobie i nie mogę o nim (niej?) nie wspomnieć. Jakoś raźniej jest mieć świadomość, że jest przy mnie dwójka dzieci i że jestem im potrzebna - i będę jeszcze przez długi czas. Dziś zrobiliśmy sobie trzyosobową imprezkę przy muzyce z Disneya i wywijaliśmy, ja, Gabryś i Maleństwo. Śmiesznie było poczuć to poruszenie we własnym brzuchu :) Widocznie "Król Lew" jest ponadczasowy i wzrusza kolejne pokolenia. Zupełnie inaczej i jakoś szybciej mija mi ta ciąża. Już jestem umówiona na "połówkowe" usg. Mam tylko nadzieję, że nie będzie widać czy to chłopczyk czy dziewczynka - chcę mieć znowu Kinder Niespodziankę, bo mi to umila czas porodu. Trudniej skupić się na bólach mając świadomość, że za chwilę rozwiąże się dziewięciomiesięczna zagadka :) Nie mogę się doczekać widoku małego zawiniątka i pierwszej nocy z małym dzieciątkiem śpiącym obok, budzącym się tylko na jedzenie. Drugiego kryzysowego dnia już niekoniecznie, ale może tym razem będzie łatwiej :D

Ech rozpisałam się ale dawno nie było tak o dzieciach. A w sumie to teraz myślę głównie o nich. choć oczywiście nie tylko, bo dzieje się dużo innych, dobrych rzeczy. Ale to zbyt ważne i poważne, żeby umieszczać na blogu, wybaczcie...

Tyle wieczornych zwierzeń czarownicy osadzonej w nowej chatce. Dobrej nocy :)

Rivulet

Znalezione jeszcze przed wyłączeniem komputera. Musiałam tu dokleić do tej notki...

„O życie szare i monotonne, ile w tobie skarbów. Żadna godzina nie jest podobna do siebie, a więc szarzyzna i monotonia znikają, kiedy patrzę na wszystko okiem wiary. Łaska, która jest dla mnie w tej godzinie, nie powtórzy się w godzinie drugiej. Będzie mi dana w godzinie drugiej, ale już nie ta sama. Czas przechodzi, a nigdy nie wraca. Co w sobie zawiera, nie zmieni się nigdy, pieczętuje pieczęcią na wieki”.

Z "Dzienniczka" siostry Faustyny.

Howgh!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz