czwartek, 28 lipca 2011

Jeszcze nie czas...

Wieczór w granatowym swym płaszczu
Gwiazdy już pozapalał
Z kątów wyłażą zrudziałe smutki
A my gramy na swych gitarach
Cicho nutki zbieramy
By grały nam razem do taktu
Niebieskie myśli odganiamy
Bo przecież jeszcze nie czas ...

Jeszcze nie czas swe marzenia do walizek kłaść
Jeszcze nie czas by piosenki nasze śpiewał tylko wiatr
Jeszcze nie czas by gitary spały na dnie szaf

Póki tyle jest muzyki jeszcze w nas...

(Bogdański - Koczewski, Jeszcze nie czas)



Gabryś zrezygnował na dobre z raczkowania i teraz chodzi i biega na własnych nóżkach, w dodatku coraz sprawniej. Dziś rano gonił mnie po placu zabaw i mieliśmy radochę.

A ja we wtorek wreszcie poszłam w góry. Pojechaliśmy z Ren i Gabrysiem do Szczyrzyca. Ren sprzątała swoją siedzibę, a ja wzięłam małego w nosidełko i wyniosło mnie na najwyższy szczyt w okolicy, trzy godziny wspinania się pod górkę. Nie da się opisać, jaka byłam szczęśliwa... W tym błocie, bo trochę padało, między świerkami, z girlandami mokrych pajęczyn nad głową. A na szczycie zielona świątynia. siedzieliśmy z małym na pniu i się cieszyliśmy. Pachniało żywicą. Po drodze spotkaliśmy tylko dwie osoby, las był pusty. Na ścieżce widać było tylko ślady sarnich raciczek. Ech, żyć, nie umierać :)

Zastanawiam się właśnie, czy uporać się z tą górą brudnych naczyć za moimi plecami już teraz, czy poczekać na Krzyśka :P Jakoś dziś jestem niezdolna do większych wyczynów. Obok mnie stoi Gabryś i czesze włosy moim telefonem. Hm ten to zawsze znajdzie nowe zastosowanie dla danego obiektu.

Jutro znowu Szczyrzyc. Mam nadzieję, że pogoda będzie w miarę i znowu gdzieś pójdziemy. Potrzebuję gór jak powietrza...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz