niedziela, 20 lutego 2011

Zmęczona.

Długo tu nie pisałam... Powody są dwa. Pierwszy, techniczny – wykorzystaliśmy miesięczny limit wbłyskawicznym tempie. Drugi, prozaiczny – nie było czasu. Net dalej działa słabo, ale to chyba pierwsza wolna chwila od 2 tygodni, kiedy mogę usiąść i coś napisać. A bardzo tego potrzebuję. Czasem trzeba z siebie coś wyrzucić...



Gabryś jest chory od piątku. Gorączka, katar, kaszel, niby nic, ale dwie noce nie moje. Spał nerwowo, bo katar mu zalewał gardło i się nim krztusił. Jeść też nie chce za bardzo, pije tylko mleko, a i to z trudem i nie usypia go to jak zwykle. Wczoraj poszedł spać po 22, a cała noc nie była dla mnie za różowa. Ciągle słuchałam, czy się nie dławi, czy się nie obudzi i nie zrobi sobie krzywdy. A jak już usypiał w końcu, to ja długo nie mogłam zasnąć... Potem się budził i tak w kółko. Dziś nie wiem, kto ma bardziej dość. Mały dalej zakatarzony, nerwowy, ciągle płacze i krzyczy. A ja nie mam już siły. Właśnie piję melisę i staram się zignorować masakryczny ból głowy. W dodatku przyjechali teście i jakoś tak mi rozwalili dzień. Matko, jak bym chciała na chwilę zniknąć i przestać czuć cokolwiek... A czuję się jak potwór, bo parę razy naprawdę mnie mały wyprowadził z równowagi i miałam ochotę go wyrzucić za okno, w padający śnieg...



Mam nadzieję, że w tym tygodniu przyjdzie ukojenie i wszystko wróci do normy... I że wreszcie zrobi się ciepło. Nie wiem, co robi ten śnieg za oknem. Przez ostatnie 2 tygodnie pogoda była prawie wiosenna, chodziliśmy na spacery i wydawało się, że zima już nie wróci. A tu kiszka.



Zmęczona jestem. Myślałam, że chociaż w ten weekend sobie odpocznę. Zeszły spędziliśmy od piątku wieczorem do niedzieli na kursie npr (naturalne planowanie rodziny) w ramach str. A ja stwierdziłam, że chyba na tym zakończę, bo jakoś nie mam już do tego serca. Sucha teoria, niby parę przydatnych rzeczy, ale tak naprawdę to wszystko już wiem i jakoś mnie to przestało bawić. W dodatku ta troska, żeby NIE zajść wciążę, stosując npr. Matko, antykoncepcja to dla mnie jakaś paranoja, a sprowadzanie npru do niej to paranoja do kwadratu. Z cyklu: jak nie mieć dzieci, a przy okazji nie zgrzeszyć. Bosh... A gdzie mowa o tym, żeby przyjmować każde dziecko jako dar?



Z weselszych rzeczy... Bo było wesoło przez ten czas, to teraz mam kryzys i czekam, aż mi przejdzie :P Mały ważył te 2 tygodnie temu 9120g i miał 72cm. Byliśmy na kontroli w przychodni. Wszystko ok, tylko jeden kanalik łzowy jest niedrożny i jak się sam nie przetka do 2 miesięcy, to trza będzie iść do okulisty. Ale nil desperandum. Gabryś opanował raczkowanie do perfekcji i dom jest jego. Naprawdę szybko mu to poszło, jak tylko rozkminił, że można podnieść pupę do góry i przesuwać się na kolanach, to potem już z górki... Teraz wszędzie za mną łazi. Siedzę w kuchni, a tu tup tup i uśmiechnięta buzia małego wyziera zza kuchenki. Szybki jest naprawdę. W ogóle jest kochany, ze swoim czterozębnym wyszczerzem i chęcią opanowania nauki chodzenia w ekspresowym tempie. Żeby tylko był już zdrowy... I dał mi się w końcu wyspać...



Dobrze, że Renfri wreszcie wraca z Granady...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz