Już północ. Czekam, aż się pranie skończy. Wilkołak i Gabryś już dawno śpią. A ja trochę marznę, bo mam mokre włosy.
Dziś był dobry dzień. Alnilam zdała egzamin z literatury XX wieku i ma spokój do marca. Poszłyśmy to oblać do Coffeeheaven. Ech nie ma jak duży kubek latte z karmelem (ja) lub wanilią (Alnilam)... A potem poszłyśmy do niej i zamówiłyśmy pizzę :P Jak szaleć to szaleć. Mały tradycyjnie zadowolił się mlekiem i generalnie udzieliła mu się radosna atmosfera, bo się cały czas śmiał i piszczał. Kochany jest :)
Już luty. W piątek czwarta rocznica naszej pierwszej randki, o ile można to tak nazwać. I Gabryś skończy osiem miesięcy. Lubię czwarte dni miesiąca.
Weekend spędziliśmy u teściów. Miałam trochę ponarzekać, ale wolę zająć się porządkowaniem pewnych spraw w rzeczywistości. Ale jest to dla mnie zawsze trudne. Będąc pod jednym dachem z nimi tudzież rodzicami, automatycznie zamieniam się w przetrwalnik. I czuję się cholernie winna wobec mojego Wilkołaka.
Zastanawiam się nad wprowadzeniem paru zmian tutaj. Ale muszę to jeszcze przemyśleć.
Pranie się skończyło. Pora je rozwiesić i iść spać...
Dobrej nocy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz