niedziela, 23 stycznia 2011

Tęsknota.

Niedziela, wieczór. Wilkołak poszedł po wodę święconą (jutro mamy kolędę) i zniknął, mam nadzieję, że go księża nie zjedli. Mały siedzi obok mnie w wózku i gryzie łyżeczkę. A ja czekam, aż ugotuje mi się spaghetti al dente. Co oznacza, że zjem je, zanim skończę tą notkę :P

Ostatnio czuję się jak chodząca tęsknota. Rozpiera mnie, wypełnia, jak coś słodko-gorzkiego, nadzieja połamana czekaniem. Obietnica gorącej czekolady z migdałami. Głód wiatru, ukojenia, światła, pocałunku, zieleni, gór, życia, ruchu, akceptacji... No niech mi ktoś powie, że nie ma w człowieku pragnienia Boga. Za Niebem też tęsknię, gdzieś na krawędzi siebie, chociaż mam ręce zajęte moimi chłopakami i zasypiam często z palcami na ich dłoniach - bo tak cieplej i bezpieczniej. Z nimi nie boję się nocy.
http://www.youtube.com/watch?v=0B7sH5QLyXY&feature=related
- piosenka Loreeny, która chyba najlepiej to wyraża. Przedwiośnie, przedświt... przedwiew. Naród kroczący w ciemnościach czeka na światło.

Jednocześnie coraz bardziej czuję, jak bardzo zmieniło się moje życie, odkąd pojawił się w nim Gabryś. Od tych dwóch kresek na teście... Czas płynie już inaczej. Nie ma tego szukania wrażeń, co kiedyś. Wielu rzeczy nie ma, bo nie ma na nie czasu. Bo trzeba zmienić pieluszkę, przetkać nosek, dać zupkę, uspokoić, pobawić się na kocu, a i noce są pełne wstawania, wycierania, karmienia, usypiania. Jakoś tak ostatnio do mnie dotarło, że łatwo jest być w małżeństwie, a o wiele trudniej mieć dzieci. Przynajmniej w moim przypadku, z moją historią i charakterem. Ale jakoś czuję, że to jedyna droga do Nieba dla mnie i jestem za nią wdzięczna. Czasem, jak patrzę na uśmiech małego, to to aż mnie boli i przeszywa do głębi, takie jest piękne.

Bóg chyba chce, żebym była w tym szczęśliwa i będzie się opiekował naszą trójką. A tym bardziej, jak będzie nas więcej :) Wszystko w jego rękach i jemu powierzam to, jaką mamą będę dla moich dzieci.

Ostatnio przyjaciel powiedział coś, co mi zapadło bardzo w pamięć - że ludzie się pocieszają "Dasz radę", a tu gówno prawda, bez Boga nie dasz rady. Widzę, że próbowałam "dawać radę" sama i stąd to zniechęcenie i strachy. Już chcę wrócić do pionu. Nie mam rady. Nigdy bez Niego, taka jest smutna i nie-smutna prawda.

Ok kończę. Wilkołak wrócił, małego trzeba wykąpać, bo już zmęczony, a ja zjadłam w międzyczasie wszystkie prażone migdały. No i spaghetti. Czas na wieczorne rytuały :)

Rivulet

z tęsknoty pisze się wiersze
z bolesnej
drążącej śpiewny owoc ciała
patrząc na samotne palce
mogę wysnuć pięć poematów
dotykając moich napiętych ust
szepczę
i słowa - rozkołysane rytmem wielkiej wody
plotą się w wiersze
mokre
bardzo słono biegną poprzez twarz

Halina Poświatowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz