sobota, 15 stycznia 2011

2011 czyli o czym marzy Rivulet.

No i mamy nowy rok... Chyba po raz pierwszy się nie zastanawiam, co przyniesie i czy dożyję kolejnego Sylwestra. Nawiasem mówiąc tego spędziliśmy w naszej kuchni, a zaraz potem poszliśmy spać :P Jakoś nie mam ochoty na imprezowanie już, ech starość nie radość :D

Zaraz na początku roku złapaliśmy z małym jakiegoś wirusa, ale na szczęście skończyło się na gorączce i kaszleniu w duecie, come sempre. I dobrze, bo czwórka znajomych dzieci wylądowała w szpitalu z różnymi zapaleniami. Jakoś nie mam ochoty odwiedzać szpitali...

Poza tym nowym problemem Rivulet jest fakt, iż mały nie za bardzo chce jeść cokolwiek innego niż mleko (moje), co trochę mnie wkurza, bo chciałabym powoli go przyzwyczajać do innego żarcia :P Zwłaszcza, że mam ambitny plan odstawienia go po roku (czyli w czerwcu) i zreperowania zębów oraz innych zaległych spraw przed postaraniem się o rodzeństwo dla Gabrysia (z czym też nie chcemy długo czekać). Ile z tych planów wyjdzie to nie wiem, ale zawsze to jakiś pomysł. No i w sierpniu chcemy jechać do Madrytu na Światowe Dni Młodzieży. Dwa tygodnie w drodze i dziewięć tysięcy do uzbierania. Obacymy... Ale chciałabym :)

Mamy nowego laptopa i zastanawiam się, ile będzie działał tym razem. Jak się zepsuje, to chyba znaczy, że mamy nie mieć laptopa :P Ale fajnie by było w końcu zobaczyć jakiś film wieczorem. Zwłaszcza, że w międzyczasie przeczytaliśmy prawie wszystkie "Samochodziki" do nr 40 włącznie. Wieczorem po położeniu małego spać robiliśmy sobie czytelnię i w sumie to niezły zwyczaj. Co nie zmienia faktu, że stęskniłam się za netem.

A poza tym to mam nadzieję na: szybką wiosnę (zima w tym roku mnie wkurza, bo nie mogę nigdzie wyjść z małym), pójście do kina (na "Zaplątanych" albo "Narnię", tylko ktoś musiałby się Gabrysiem zająć, a na razie chętnych nie ma) i do fryzjera (ostatni raz byłam rok temu, hehe dobrze że do spowiedzi chodzę częściej, bo bym zarosła). To ostatnie mam zamiar zrealizować już dziś, żeby końcówki odświeżyć, chociaż żal mi włosów, bo nigdy takich długich nie miałam. Ale Krzysiek mnie pociesza, że odrosną :) Chcę mieć takie do pasa, a co.

No i ta wiosna... Dziś rano, jak wyszłam przed dom, to wreszcie nie było śniegu i pachniało ziemią - ale jeszcze nie wiosną. Brakuje mi światła, ciepła, kwiatów i tego całego wybuchu, jaki przychodzi zwykle w marcu. Na razie przychodzi mi do głowy tylko wers z piosenki SDMu "przez bezbarwne, szpitalne korytarze stycznia, w tych korytarzach światło gasło ustawicznie". No mam już dość tej zimy.

Dobra, chyba skończę i pójdę zrobić sobie kawę. Ostatnio to jedna z niewielu moich przyjemności, więc mnie do niej ciągnie. Ech, chciałabym pojechać w góry... W Bieszczady zwłaszcza. Ale zamiast tego na razie mam tylko kawę.

Whatever, czuję, że żyję i w końcu to wszystko przyjdzie.

Pozdrawiam wszystkich styczniowo

Rivulet

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz