czwartek, 16 grudnia 2010

Co u nas i co nieco o Indianach :)

Mamy juz internet. I nowego laptopa. Co prawda jeszcze Wilkolak nie zamontowal polskich znakow, ale da sie juz cos skrobnac ;) Co niniejszym czynie, zwlaszcza ze jestem chora i siedze w domu z malym. Fotki zamieszcze w nastepnym poscie, bo mam jeszcze problem ze znajdywaniem poszczegolnych funkcji na kompie :P

Gabrys wlasnie zasnal, wiec mam chwilke dla siebie. Oprocz wspomnianych ostatnio dwoch zabkow, nadchodza cztery nowe i objawiaja sie w postaci bialawych sladow na dziaslach. Maly jest wiec troche nerwowy i gryzie doslowanie wszystko. A ze z koordynacja ruchow ostatnio nastapila niemalze rewolucja, to naprawde musze na niego uwazac. Wprawdzie nie umie jeszcze raczkowac, ale sie przymierza. Siedzi coraz pewniej i praktycznie nie musze go juz podtrzymywac. Giba sie na wszystkie strony, kiedy lezy, obraca wokol wlasnej osi, przewraca na boki. Ostatnio opanowal wyginanie sie do tylu i wynalazl "skok orki" - odbija sie pietami i wyskakuje w powietrze do tylu. Oczywiscie laduje na glowie, wiec naprawde musze uwazac, zeby robil to tylko na naszym lozku i nie wypadl z niego, ani nie trafil na porecze. Potrafi to tez robic na moich kolanach, wiec musze go mocno trzymac, zeby nie spadl. Mocny jest skubaniec. Podobnie "poweselaly" kapiele w wannie. Musimy go teraz z mezem kapac we dwojke... Jedno myje, a drugie... trzyma nozki malego. Jako ze nie mamy wanny w lazience i musimy kapac w wanience na stole w kuchni, a maly odkryl radosc chlapania. Kopie wode nogami tak mocno, ze zalewa wszystko, z kapiacym go wlacznie... Nie powiem, skutecznie dbal o czystosc podlogi w kuchni, ale po paru takich akcjach stwierdzilismy, ze lepiej go przytrzymac. Potem umytego sadzamy w wanience i pozwalamy pluskac raczkami - nie ma takiego zasiegu ^^

Szykuja sie swieta i Wigilia, a my jeszcze nie wiemy, jak to bedzie wygladalo. Wilkolakowi inteligentnie ktos ustawil grafik, ze konczy prace w Wigilie o 20tej :(:(:( Chore to i nie wiem w zwiazku z tym, jak i kiedy ta nasza Wigilia sie odbedzie. Chcialam pojechac w ten dzien do dziadkow, a potem odwiedzic rodzicow wieczorem i tam zjesc, razem z Krzyskiem, po czym nastepnego dnia jechac do tesciow. A tak to sama nie wiem czy dam rade z malym w tych zaspach i w ogole. Ech, zobaczymy.

Dopsz, to by bylo na dobry poczatek po dlugiej przerwie tyle o nas (swoja droga dobrze mi ta przerwa zrobila..), a teraz o Indianach. Otoz jakis czas temu stwierdzilam, ze to skandal, ze na moim blogu nie ma zadnych motywow indianskich :D I sie zaczelam zastanawiac, co by tu wkleic, ale jakos nie mialam pomyslu. Cos z duchem zeby bylo... No i mam.

Ostatnia trzecia niedziela adwentu, zwana Niedziela Radosci, byla tez wspomnieniem Matki Bozej z Guadalupe. Wiecej o niej (znaczy o Madonnie, nie o niedzieli :P) tutaj http://sanctus.pl/index.php?grupa=356&podgrupa=359&doc=301. Porusza mnie ta historia i sposob, w jaki Bog i Maria docieraja do ludzi w kazdym zakatku swiata. I to do tych ubogich i prostych. Jakos bez trudu wierze, ze wizerunek jest prawdziwy i nie zostal namalowany przez czlowieka, dla Boga naprawde nie ma rzeczy niemozliwych. A najbardziej mnie uderza, ze przez ta historie naprawde nawrocilo sie wielu Indian. Moze jakos sie z tym tu nie obnosilam, ale kultura indianska jest mi rownie bliska, jak celtycka (pozdrowienia dla Celta Piotra ;)) i za jej pomoca nieraz mocniej bilo mi serce. Z tym ze oczywiscie jedna jak i druga bez odniesienia do Boga jest jakby pusta. Ale tez myslalam o tym ostatnio, ze prawdziwy chrzescijanin musi byc waleczny i odwazny jak Indianin, a jednoczesnie lubic jedzenie i tance jak hobbit :D Bez tego sie nie da ;) Oczywiscie mozna by to ujac i porownac inaczej, ale tak to jest, jak ktos sie czuje po trochu hobbitem i Indianinem gdzies w sercu (ech ksiazki Tolkiena i Maya...) i chce stac sie chrzescijaninem...

W zwiazku z powyzszym po prawej stronie bloga od dzis miniaturowy wizerunek Madonny z Guadalupe, a pod nim fragment modlitwy Karola podczas jego pielgrzymki tam. Urzeklo mnie to, o co walczy Maria za posrednictwem tego obrazu. Ze na nim jest w ciazy i broni zycia nienarodzonych jeszcze dzieci. Jakos ostatnio bardzo mocno czuje, ze musze sie modlic za te dzieci (nawet mam juz trojke takich "fasolek" wsrod znajomych i mnie to wzrusza), odkad przez Gabrysia jakos sie czuje w obowiazku walczyc o nie chocby tak. Zreszta moje imie Natalia tez jest zwiazane z narodzinami, wiec tym bardziej jakos mnie to ukierunkowuje wlasnie na obrone zycia i prawo do narodzin kazdego. Moze troche na przekor tego, co sie dzialo w rodzinie, a na pewno na przekor temu, co propaguje swiat. Ale jak najbardzie w zgodzie z nauczaniem Boga i Kosciola, wiec lajcik ;)

To by bylo tyle na razie, ide cos zjesc :P O, maly sie obudzil. Hehe no to pojadlam xD Namarie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz