piątek, 27 sierpnia 2010

Żyć naprawdę :)

Ponarzekałam sobie wczoraj i dziś groziło mi to samo, więc... Posprzątałam :P Gabryś spał (w sumie dalej śpi), a ja wypucowałam kuchnię i zrobiłam parę rzeczy, które zalegały. Kurcze syndrom Królewny Śnieżki... Brakuje tylko krasnali. Teraz powinnam jeszcze upiec placek, żeby mogły przylecieć ptaszki i zrobić na nim szlaczki pazurkami :P Bosh - a jeśli powoli staję się z wojownika kurą domową?! (zgroza...) O.o Oddychaj Riv, oddychaj.

Faktem jest, że jeśli mam jakiś zawias, to dobrze mi robi właśnie robienie czegoś. Jak człek siedzi, to z niego duch wychodzi. Trza się ruszać. Już któryś raz pomaga mi sprzątanie. Za duży bałagan nie jest dobry - i na zewnątrz i w środku. Sprzątanie jest jak modlitwa, można się wyciszyć i poukładać pewne sprawy. Mi lepiej wychodzi takie robienie czegoś niż modlitwa w ciszy, taka kontemplacyjna, niestety... Przy tej drugiej wyobraźnia płata mi paskudne numery. Może kiedyś do niej dorosnę. A może nie...

Czekam, aż się Gabryś obudzi, żeby go nakarmić i iść na spacer. Wprawdzie pogoda raczej deszczowa, ale lubię taką. Wózek przykryję kurtką, a mnie najwyżej zleje. Lubię łazić po ciepłym deszczu i wdychać zapach traw. Pewnie pójdziemy z małym na łąki. Jest tam taki zakątek, gdzie nie widać żadnych domów i można siąść pod drzewem i czuć się daleko od cywilizacji, prawie jak w górach. Tam pokazuję Gabrysiowi wszystko - drzewa, kwiaty, motyle, mrówki, niebo. Chciałabym, żeby miał takie dobre, "wiejskie" wspomnienia z dzieciństwa, jak ja mam. Mama mi tak pokazywała świat i za to jestem jej bardzo wdzięczna. Dlatego mam takiego bzika na punkcie zwierząt, roślin i gór, no i czuję się wśród nich jak w domu. Nie boję się żab, ślimaków i skakania po gnoju :P I czuję wtedy, że naprawdę żyję.

A wieczorem mamy przygotowanie do eucharystii z Wilkołakiem i Alnilam (akurat taka grupa, więc będzie rodzinnie ;)). Dobry dzień, będzie wszystko to, co najważniejsze... Już się nie mogę doczekać czytań :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz