piątek, 2 lipca 2010

Lipcowy błękit nieba.

Błogosławieństwo

Moje błogosławieństwo
ma niebieskie oczy
w których przeglądają się aniołowie

Ostrym głosem sięga nieba
kiedy jest głodne
lub gdy zwyczajnie jest mu źle

Ma nóżki za małe by iść
ale samo ich istnienie jest cudem
który strąca mnie na ziemię

Nie udaje nikogo bo nie umie
lecz przepełnia je zaufanie
do ciepła najbliższych dłoni

Taką mam się stać znowu
kiedy nadejdzie ten dzień
i w świetle wpadnę w Twe ramiona

Kolejny spacer, tym razem ostra trasa po wertepach i zielonych ścieżkach. Wracają mi siły. Czasem tracę cierpliwość do Krzyśka i Gabrysia, ale wystarczy mnie nakarmić i dać odpocząć, a zachowuję się normalnie. Ergo mam w sobie coś z noworodka :P Kiedy weszłam do kuchni, by napisać tą notkę, mysz biegała po kuchni. Stałam bez ruchu aż podeszła do mojej nogi. Mogłam podziwiać przepiękne salto w jej wykonaniu, kiedy podniosłam ostrzegawczo palec. Zaraz potem zniknęła pod lodówką. Myślałam, że padnę ze śmiechu :D Tyle skotnickich nowinek :P Aha, Krzysiek wczoraj skosił trawę, da się dojść do domu bez skakania po pokrzywach. Mala rzecz, a cieszy.

Rivulet

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz