czwartek, 20 maja 2010

U kresu. W bajkach i westernach.

Coś chyba ostatnio onet szwankował, bo nie mogłam się tu zalogować. Biorąc pod uwagę, co się działo dookoła, tym bardziej czułam się jak Robinson ;) Na szczęście Skotniki daleko od wód płynących. Tylko ogródek nam się zamienił w duży akwen wodny i zastanawiam się nad hodowlą karasi :P Są jeszcze wody cieknące - z sufitu. W rogu kuchni kapie i powiększa się brązowa plama, bo dachówki przeciekają. Ale na to nic nie poradzimy, trzeba przeczekać. Mam nadzieję, że w końcu przestanie padać...

Wczoraj była wyprawa do lekarza, bo miałam wizytę umówioną. Dotarłam głównie dzięki Radiu Kraków i stronie MPK (czas na reklamę ^^), bo tam były dokładnie informacje - które mosty działają, które ulice są przejezdne itede. Jaką przygodą może być przejazd przez miasto :P Przerażała mnie też przez te parę dni myśl, że jestem na niewłaściwym brzegu - wszystkie szpitale są na drugim i gdyby coś się działo, to ja nie wiem... Ale na szczęście wszystko ok, sytuacja już w miarę opanowana (choć widok takiej ogromnej, brązowej Wisły robił wrażenie...), a nam się nic nie stało.

Tak więc dotarłam do Szczawińskiej tramwajem, a nie kajakiem. No i okazało się, że być może już na dniach coś się zacznie ;) Wprawdzie do terminu jeszcze trochę, ale dziecko już duże i donoszone, no i wszystko wskazuje na to, że będzie wcześniej, bo już główka nisko. Jaaaa... Kurcze, muszę wreszcie spakować tą torbę. Oczywiście zaczęłam się bać, jak to będzie. A z drugiej strony to się cieszę, bo najbardziej dobijające jest czekanie, zwłaszcza na nieznane. Jak mawiał Old Shatterhand, od walki z niedźwiedziem gorsze jest oczekiwanie na nią :) Już bym to chciała mieć za sobą i zaczynam się niecierpliwić. Aha i w związku z tym, że już czas, to mogę wreszcie się ruszać i wracać do normalnego żywota. Np. na sobotę mam w planie czuwanie do późna w nocy, bo wigilia Zesłania Ducha Świętego xD Sasasa. Generalnie to jest wesoło :)

Co poza tym... Jakoś ciągle wracam myślami do rekolekcji ojca Pelanowskiego, których ostatnio słuchałam (bodajże z zeszłego roku). O tym, że Szatana główną rolą jest zacieranie różnic między dobrem i złem. Że Bóg to wyraźnie oddzielił - dzień od nocy, światło od ciemności i nazwał. A Szatan już w Raju dokonał tego, że to człowiekowi wymieszał. Można powiedzieć, że wynalazł relatywizm. Sprawił, że człowiek zaczął kombinować i naginać rzeczywistość. W sumie takie odkrycia, jak "wiele prawd" i "świat nie jest czarno-biały" to też efekt tego. Człowiek zaczyna myśleć, że dobro i zło jest tylko w bajkach i w westernach, a tutaj dominuje szarość. Jak sobie o tym myślę, to widzę, jaka to pułapka w myśleniu. Głównie na przykładzie moich rodziców, którzy zezwolili na taki krok raz, a potem już poszło. Teraz w efekcie są daleko od Kościoła, ich poglądy są rozmyte, a oni sami bezradni wobec tego, co się dzieje, wobec problemów współczesności. Trudno potem wrócić do źródła. Apropos tej zabrudzone bieli, przypomina mi się Saruman - on też skalał swoją szatę i uczynił ją nijaką, mieniącą się kolorami, bo zwątpił w biel. Dał się zastraszyć Złemu i uwierzył, że musi radzić sobie sam, zezwalając na zło. Gandalfa, który się nie ugiął, uważał za głupca. I przegrał. Szatan jest wrogiem radykalizmu. Zrobi wszystko, żeby upaćkać biel i sprowadzić nieszczęście na człowieka. To już nie jest fantastyka, to nasza rzeczywistość i trzeba bardzo uważać.

Dlaczego teraz o tym piszę? Bo często o tym myślę ostatnio. Widzę, jak Saruman naszych czasów dopomina się od Kościoła, by odstąpił od swych białych poglądów i zgodził się na zło. Zalegalizował antykoncepcję, aborcję, eutanazję, związki homoseksualne i inne takie kwiatki, które tak naprawdę ranią człowieka i odbierają mu prawo do godnego życia, życia w czystości (tudzież życia w ogóle w przypadku aborcji...). Mam nadzieję, że się to nigdy nie stanie. W każdym razie walka trwa. A Saruman jest bardziej medialny, spektakularny i robi wszystko, żeby ośmieszyć przeciwnika. Takie mechanizmy się rozkręcają. I w tym świecie przyjdzie żyć naszym dzieciom. Mojemu dziecku. Dlatego to piszę. bo chciałabym, żeby miało na czym się oprzeć, żeby mogło widzieć to Dobro. Żeby byli ludzie, którzy pomogą mu się odnaleźć - tak jak kiedyś pomogli mnie. Ale pozostaje ufać Bogu, że będzie bronił tych, którzy się mu powierzyli. I starać się przekazać wiarę - bo nie ma nic cenniejszego, nic co bardziej pomagałoby przetrwać.

I o tym myślę w tych ostatnich dniach...

Rivulet

PS A na deser coś pięknego (i też krańcowego):
Genialna muzyka, słowa i filmik. Smacznego :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz