środa, 7 października 2020

Katar, szarość i światełko - ruchy maluszka.

No to się porobiło...

Październik. Niby słońce czasem. ALE...

Kasztany opadły. Orzechów brak. Liście garściami lecą na podwórko. Robi się szarawo.

Brrr!

Pod koniec zeszłego tygodnia Rafcio i Misiek wstali z katarem. Jest do dziś. W niedzielę złapałam ja z Gabrysiem. Przemarzliśmy wracając z kościoła. Pewnie powinnam pomstować "jak to, Panie Boże, ja tu na mszę, a ty mi katar?!", ale nic takiego nie chodzi mi po głowie. Nie żebym była nie wiem jak nawrócona, ale takie teksty nigdy nie były w moim stylu. Zamiast tego - złośliwości wobec bliźnich, na pęczki. Niestety :P To tak, gdyby ktoś doszukiwał się aureoli na mej siwiejącej już skroni :P nie ma jej. A tak na serio to Pan Bóg nie jest złośliwy i kataru nigdy nie zsyła, a na jesień cudów nie ma. Przechodzimy to co roku. 

Pisałam już, że nie lubię jesieni? Jak to pisałam, wiele razy, każdego roku? No nie wierzę, że się tak powtarzam :P

Siedzę, smarkam w chustkę i czytam maile o upominkach dla wychowawców. W jednej grupie sama będę musiała ogarnąć temat. Tzn. nie sama, ale ja między innymi. Z trzema innymi osobami :P w tym moim mężem, zajętym pracą, strychem itede. Aaaa...

Mieliśmy mieć już ogarnięty remont poddasza, ale nie mamy. Ekipa, którą mieliśmy nagraną, nie daje oznak życia. Albo covid ich posłał do piachu, albo stało się to, co przydarzyło się też wielu innym naszym znajomym i teraz musimy szukać innej ekipy. Bo ta nas po prostu olała.

Co poza tym... Coraz częściej czuję w środku łaskotanie, jakby skrzydła motyla. Maluszek rośnie i się rusza :) W przyszłym tygodniu mam wizytę i pewnie potem będę się umawiać na połówkowe. Czyli jak zawsze stres, chyba największy poza oczekiwaniem na poród (aaaaa!) i czekaniem na pierwsze usg ("Czy serce bije?! I czy (błagam!) widać tylko jedno??? To na pewno 500 plus, a nie 1000 plus, prawda?!").

Z tego, co widzę, Olka jeszcze czeka, tradycyjnie po terminie... Szóste dziecko, pierwsza córka! To dopiero emocje!!! A pamiętam, jak się wkurzała, gdy urodziłam Elkę, a u nich pojawił się kolejny syn,  Kazio (nawiasem mówiąc ulubieniec Eli) xD

Ja pewnie do terminu jak zwykle nie dojadę... Oby do marca w ogóle dotrwać, będzie sukces.

I czy będzie córka? Niby byłaby trzecia, ale emocje nie mniejsze. Zwłaszcza, że w myślach zaczęłam już do niej (niego?) mówić "Anusiu". Byłoby głupio, gdybym zwracała się tak do syna. I jak mam go wtedy nazwać? Joachim (mąż św. Anny)??? Niby Badeni też był spoko, no ale... :P Nie mam parcia na AŻ TAK oryginalne imiona biblijne. Te podstawowe bardziej mi leżą :) I wisi mi, czy znajdę to imię w rankingu najczęściej nadawanego imienia roku :P Choć teraz na topie to raczej Hanie chyba są, nie Anie. Ale może się mylę.

To dobre imię. I jak je widzę, to mam ten dreszczyk, który czuję też przy pozostałych imionach dzieci. Takie przeświadczenie, że to "moje" imię :)

Dwie inne znajome rodzą w grudniu. A ja i Kaszubka będziemy się bujać do późnego przedwiośnia (ja może wiosny?). Ale połowa już prawie za nami.

Dziś pomyślałam po raz pierwszy o wiośnie. Że może znowu będzie ten miodowy zapach kwiatów, spacer w kwietniowym słońcu, mała buzia wystająca z kombinezonu w wózku... Że pewnie się doczekam tego przedsionka nieba, jak zwykle, choć teraz mi szaro, smutno i źle... Nie, nie mam depresji ciążowej. Po prostu mam październik :P A październik w ciąży to już w ogóle gwóźdź do trumny, w moim przypadku.

Muszę przeczekać. Książki, herbatki, codzienne sprawy... Zleci.

Misiek właśnie łaskocze mnie w bok i zasypia. Chłopcy rozmawiają za ścianą. Dziś tak fajnie się przytulali we trójkę, aż im sesję zdjęciową zrobiłam - braterskie klimaty :) Dziewczynki już chyba posnęły. O nich wszystkich też się martwiłam, gdy byli w środku. A teraz ich słyszę i czuję, bez nich byłoby pusto. Trzeba iść małymi kroczkami do przodu.

Buziaki!

Mama szóstki, tęskniąca już za wiosną...

8 komentarzy:

  1. Oj zdrowiejcie, zdrowiejcie. W marcu urodzi się mój chrzestny wnuk. Albo wnuczka :). Też czekamy zatem, choć to emocje oczywiście ciut inne niż gdy w grę wchodzi bardziej bezpośrednie wnuczę. ;)
    Pozdrowienia serdecznie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Az dwa wpisy musiałam nadgonić, jakimś cudem przegapiłam poprzedni. I rzeczywiście, tak inaczej, a jednak tak samo :D Więcej w Tobie wiary i ufności, mimo wszystko ja widzę tę aureolę na Twojej skroni ;) Ja kocham jesień i ogólnie dobrze się teraz czuję, a jednak jakoś tak... nerwowo, jakbym sobie nie dawała rady, jakby mnie ktoś wrzucił w to życie wbrew mojej woli, jakbym byłą rozpaczliwie samotna (w domu pełnym ludzi?) Ale ja ogólnie mam - niestety! - depresyjny charakter, czego na pierwszy rzut oka chyba nie widać zupełnie. Co jakiś czas muszę sama dla siebie być psychologiem i ostro stawiać się do pionu, mówiąc: ogarnij się, niewiasto!
    Ta braterska sesja Wasza chodzi za mną od wczoraj, bo to było tak słodkie, tak urocze, a jednocześnie tak po męsku rozczulające, że... zwątpiłam, czy ja się doczekam drugiego syna. Za bardzo chyba tego pragnę, zazwyczaj jest wówczas na opak.
    Mocno tulę Cię w ten październikowy czas! Ja właśnie myślałam sobie ostatnio, że chciałabym urodzić na jesień i chodzić na jesienne i zimowe długie spacery z wózkiem, uwielbiałam to z Jerzykiem, który urodził się we wrześniu. Wiosnę przeżyłam już z noworodkiem dwukrotnie, a raczej ten przełom zimowo-wiosenny i późną, majową wiosnę i jednak wolę wtedy mieć już starszego niemowlaka. Ale jednak będzie trzecia wiosna z noworodkiem :) A tak naprawdę, to może lepiej. Bliżej do wakacji, mniej bujania się z maluszkiem między szkołą a domem :D O remontach nic mi nie mów, moja kuchnia doprowadza mnie do rozpaczy, a ja wypruwam sobie żyły, by uzbierać na remont w niej - a końca zbierania nie widać! Co tam tyle kosztuje?
    U nas dziś zimno, szaro, buro i ponuro, a jednak, no nie wiem, uwielbiam to! :D Choć dzieci też leciutko podkatarzone, trzeci raz w tą jesień, rety, a jednak są w szkole, bo tego prawie nie widać. Jutro przytrzymam ich jeden dzień, taki wydłużony weekend.
    Jakaś kawa by się przydała, Ty, ja i kawiarnia. Tradycyjnie powiem, że w połowie trasy, gdzieś w Warszawie xD Kto wie, może kiedyś, kiedyś, uda nam się tak spontanicznie spotkać w stolicy :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dobrze, że jest motylek, który na pewno sprawi, że ta jesień będzie łatwiejsza do przeżycia :)
    Moja przyjaciółka urodzi w listopadzie. Zwraca się do maluszka Ania, ale mam poczucie, że nie jest przekonana, że to będzie dziewczynka. Covid, który ją dopadł sprawił, że przpadło badanie usg i nie ma pewności. Ciekawe co będzie.
    Ja lubie jesień, nawet z choróbskami. Właśnie siedzę w domu pod kocem, bo osłabienie i stres w pracy zrobiły swoje. A o dziwo Tygrys bez problemu ruszył do przedszkola. Mówi, że nie chce mieć zaległości :)
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  4. Oh, to łaskotanie w brzuchu... Przepiękne doświadczenie. I aż nie do pomyślenia, że te maleństwa są już po drugiej stronie, chodzą, gadają... No, jescze nie wszystkie, ale nadejdzie pora i na resztę :D
    Ja przy Gabrysiu byłam bardzo zestresowana czy będzie aby na pewno tylko jedno dzieciątko. Brzuch tak szybko rósł, że nerwy się pojawiły nie tylko o to, czy wszystko z maleństwem w porządku ;)
    Pozdrawiam i zdrówka Wam życzę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdrówka dla Was kochani😘🌞🌻🍁🍂💛

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluje szostego dzidziusia:)
    Ja uwielbiam pazdziernik zreszta jak wszystkie miesiace. W Polsce kazda pora roku jest piekna:) Spedzamy weekend na Mazurach i nie moge sie przestac zachwycac:)
    Usciski:)
    Mama trojeczki

    OdpowiedzUsuń
  7. Sezon gryp otwart.... jak nie to to jelitówka :( A to dopiero początki. Zdrowia dla Was i siły <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja się bardzo cieszę na ten miesiąc :) Zdrówka dla Was!

    OdpowiedzUsuń