niedziela, 25 października 2020

Jak na wojnie...

Trudna niedziela, wstęp do prawdopodobnie trudnego tygodnia...

Nagle informacje z różnych stron, od bliskich znajomych. Covid. Kwarantanna. Covid. Przeziębienie, może wirus, bo gorączka...

Ech. Blisko, blisko, coraz bliżej. Teraz to już nie żarty, tylko się pilnie obserwujemy.

W tle gdzieś tam informacje "z kraju i ze świata", których trudno uniknąć, nawet jeśli by się chciało tylko wejść na pocztę czy librusa. Bardzo boli poziom agresji i wulgaryzmów, niby w światłym celu ("wolność"!), a tak naprawę obawiam się, że to wszystko pic na wodę i bitwa o skrobankę na życzenie.

Z jednej strony jest mocna nadzieja, że Bóg jak zwykle z tego bajzlu wyprowadzi jakieś dobro. Z drugiej normalny i nieusuwalny strach o dzieci. Bo w jakim popyrtanym świecie przyjdzie im dorastać, żyć? W takim, gdzie szczytem heroizmu jest walka o możliwość zabicia chorego i bezbronnego?

Coraz bardziej tęsknię za światem, w którym moralność znów byłaby modna (o dziwo to nawiązanie do cytatu z ostatniej części "Bridget Jones", który utkwił mi mocno w głowie, bo główna bohaterka jest w ciąży właśnie... i mówi te słowa z myślą o swoim dziecku).

I tak, nie mieszkam na księżycu, więc znam na pamięć te wszystkie argumenty "za aborcją". Nie przemawiają do mnie wcale, jako do kobiety i matki. Wiara ma dla mnie ogromne znaczenie, ale w tym wypadku chodzi o coś więcej. Prostą intuicję, że człowieka się nie zabija, nawet jeśli jest kłopotliwy czy niepotrzebny. Bo jego życie też ma wartość, mimo że jest wypełnione bólem i niezrozumieniem.

I chociaż mi pewnie aborcja by nie groziła, bo w życiu płodowym byłam zdrowa :P to jednak wiem, jak to jest być chorym dzieckiem, które nie wierzy, że dorosłe życie spędzi jak inni ludzie i myśli, że rzeczywistość będzie się ograniczać do szpitali i igieł. Takim, które czuje się gorsze i w głowie ma nieusuwalną myśl, że swoim istnieniem niszczy życie swojej mamie. To życie, które teraz prowadzę, to naprawdę niespodzianka i dowód, że czasem się z pewnych rzeczy wychodzi (mam za co być wdzięczna). Ale nawet jeśli by się nie wyszło, można być szczęśliwym, jeśli ma się kogoś bliskiego obok. Można też być całkiem zdrowym, a w środku sfrustrowanym, zagubionym i bez celu. Tu nie ma reguły.

Tak mi się pisze, żeby to z siebie wyrzucić, dla równowagi :P Niezależnie od obowiązującego prawa, wyborów dokonujemy cały czas - i nie wszystkie są dobre.

W środku czuję ruchy malucha. Mam nadzieję, że w tym wszystkim nie przejdzie na niego napięcie, strach, niepewność... Że będzie się karmić głównie miłością i nadzieją, przez pępowinę i przez cieniutką skórkę - do głowy i serca.

Nawet jeśli ma taką mamę, jaką ma, zmartwioną i niepewną, pełną egoizmu i całej tej bryndzy, którą się brzydzę. Nie trzeba być herosem, żeby starać się wybierać dobro, mimo swoich braków, złości i durnych myśli we łbie.

A teraz zaczynamy nowy tydzień... Pewnie nie będę mieć czasu, żeby tu zaglądać, bo będzie więcej zabiegania niż zwykle. I nie gniewajcie się, ale w związku z tym zawieszam na jakiś czas pisanie i komentowanie tutaj, bo nie chcę po powrocie zastać gorących dyskusji czy słów, których nie mam ochoty czytać. Wybaczcie, ale to nie pudelek, tylko jakby kawałek mojego domu i nie każdego mam zamiar wpuszczać (to zależy od jego zachowania :P). Nie piszę pod adresem ostatnich komentujących, ale biorąc pod uwagę co się dzieje i na jakim poziomie są prowadzone "dyskusje" w różnych miejscach - wolę zamknąć bramkę już teraz, bo nie wiadomo, kto mnie nawiedzi i w jaki sposób zechce uświadomić.

Trzymajcie się ciepło... Ponoć we wtorek może być nawet 20 stopni :P A ja kupiłam wczoraj wszystkim zimowe buty. Tiaaa. I to by było na tyle.

2 komentarze:

  1. https://www.gosc.pl/doc/6590397.Kosciol-na-dobrej-drodze
    tak sobie myślałam o tym samym ostatnio... i o tym, że gdybym do Kościoła nie wróciła te kilkanaście lat temu, to pewnie zrobiłabym to teraz. Wrzeszczący tłum demolujący wszystko i wołający o prawo do zabijania to zdecydowanie nie moja bajka. Z tolerancją, wolnością czy jakimikolwiek innymi wartościami też nie ma nic wspólnego. O miłości nie mówiąc nawet...
    Cieszę się, że jestem tu gdzie jestem i że nie jestem sama.

    OdpowiedzUsuń
  2. https://www.gosc.pl/doc/6590177.Opowiem-Wam-o-Antosiu <3

    OdpowiedzUsuń