wtorek, 12 listopada 2019

Dzieci i my.

Pan Misiosław podczas podróży... Jak Miś, to Miś. W całej futrzastej okazałości :)
A tu domek w Dębowcu pod Jasłem - tam byliśmy kilka dni temu. Kręte wąskie uliczki między drewnianymi, starymi domkami - było pięknie. Czerwone jabłuszko na schodach dostrzegła Sarunia. Musiałam zrobić zdjęcie. Kto je tam postawił? W pobliżu nie było żadnej jabłoni.

Czas mija nam szybko...

Zęby rosną - Misiek ma już dwie dolne jedynki. Wyszły w miarę bezboleśnie. Na początku długo badał językiem, co mu to w paszczy wykiełkowało.

Zęby wypadają - Rafciowi wreszcie wyleciał pierwszy mleczak. Długo chodził z dyndającą jedynką i w końcu zgodził się na wyrwanie nitką. Teraz jest dumny, bo większość jego kolegów już dawno ma z przodu stałe uzębienie.

Jutro mamy przygotowanie do Pierwszej Komunii Gabrysia. Nasza pierwsza Pierwsza Komunia dziecka. Kolejny debiut... Nie mam planów, nie mam nawet pomysłu na obiad po "imprezie". Wolałabym, żeby to był spokojny dzień i skupienie na istocie wydarzenia. Ale patrząc na formację naszych dzieciaków jestem raczej spokojna. Błaganie o quada czy tablet nam nie grozi ;)

Dziewczyny - przytulisie. Muszę na nie szczególnie uważać, bo obie teraz potrzebują naszej obecności, bliskości. Mam wrażenie, że są zmęczone tym brakiem czasu na powietrzu. Bo ciemno, bo smog. Nosi je. Dobrze, że mają przedszkole. Tyle że wracają do domu zmęczone. Ale lepsze to, niż kiszenie się w czterech ścianach. Wieczorem nadrabiamy bycie razem łaskotaniem, przytulaniem i czytaniem książeczek.

Nawet najstarszy nie pogardzi łaskotkami i wspólnym kotłowaniem się na podłodze/w czyimś łóżku. Tyle że na niego muszę uważać, bo jak się za długo śmieje, to ma duszności :P Ale to znam z własnego doświadczenia, więc rozumiem i mam dystans.

A my jak nie biegamy z jakimiś plakatami po mieście, informując o bliskim nam wydarzeniach, to przerzucamy deski i belki na strychu. Takie mam wrażenie, że to nasze główne ostatnio czynności. Przynajmniej mamy czas dla siebie. Nie ma to jak wspólne chwile na pięterku, przy wyrzynarce :P Aż wióry lecą... xD

Zaliczyłam też pierwszą od długiego czasu wycieczkę po Krakowie z przewodnikiem ;) I z trzecią klasą. No i Miśkiem w wózku - był grzeczny i w zasadzie przespał całość. Fajnie było tak się poplątać z samego rana po Rynku i okolicach. Nawet na ciacho i kawkę w Sukiennicach się załapałam :)

Już prawie połowa listopada... W sklepach - Mikołaje i renifery. Przestało mi to przeszkadzać, cieszę się jak dzieciak razem z resztą stada.

4 komentarze:

  1. I jak się podobała wycieczka na Podkarpacie? Co jeszcze zwiedziliscie? Sama mieszkam 14 km od Dębowca 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Wzurszyłam się... Dziękuję :*

    Niech Bóg Wam błogosławi :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jasło i okolice to moje najlepsze wspomnienia z dzieciństwa :))

    OdpowiedzUsuń