poniedziałek, 7 października 2019

Liści opad i pełzanie do budyniu.

No, jak w tytule. W ogóle te nazwy miesięcy nie są trafione. Takie na przykład lipy kwitną w czerwcu, a nie w lipcu. A liście spadają w październiku, listopad to już gołe badyle i mróz...

Dziś piękne błękitne niebo za oknem, słońce świeci jasno. Wydawałoby się - ciepły, jesienny dzień. Błąd! Rano mieliśmy szron i pierwsze skrobanie szyb w samochodzie. Odwoziłam dzieci do szkoły i przedszkola, bo Krzysiek musiał załatwić parę spraw remontowych. Ale było zimno... Musimy kupić rękawiczki :/ Chociaż w radiu zapowiadali rano ocieplenie i nawet 18 stopni w przyszły weekend. Bądź tu człowieku mądry...

Później po powrocie, kiedy jadłam (wreszcie!) śniadanie, grzałam się przy włączonym kaloryferze i wypiłam duszkiem ciepła kawę, zamiast się nią delektować. Na szczęście udało mi się kupić po drodze pączki z czekoladą, więc poranek nie był taki zły ;) A za oknem spadały liście. Nie tak pojedynczo, melancholijnie. Dużo ich leciało na ziemię, jakby drzewo zachorowało i w jeden dzień chciało się pozbyć wszystkich.

Liście zachowują się teraz jak moje włosy po kilku miesiącach karmienia :P Sruuu - na ziemię. Dobrze, że mam ich dużo i bycie łysą mi nie grozi. Cóż, macierzyństwo czasem jest metaforycznym dawaniem siebie, a czasem bardzo dosłownym.

Dobrze, że na wiosnę wyrosną nowe listki i kwiaty. A moja fryzura w końcu dojdzie do ładu, pewnie również na wiosnę. Zwykle po 13 miesiącach karmienia piersią wymiękam. Wypada na koniec marca, idealnie z krokusami :P

Co u nas? Dużo wyzwań. Tych remontowych i tych edukacyjnych. Podjęliśmy się paru dodatkowych zadań, tak żeby się nie nudzić... Ale póki mamy siłę - czemu nie? :)

A Misiek - uwaga, uwaga! - wczoraj miał debiut raczkujący. Ofkors do śmigania po podłodze jeszcze pewnie trochę czasu (?), ale było tak... Leżał sobie Miś. A obok, w pewnej odległości, leżał postawiony przeze  mnie kubek z budyniem czekoladowym. I pachniał (budyń, nie Misiek). Więc co? Misiosław zebrał się w sobie i zrobił to, czego nigdy nie robił - podkurczył nogi i się odepchnął, podpierając się łapkami i (!) czołem. Potem znowu, i jeszcze raz. Dopełzł w końcu do kubka. W nagrodę dałam mu troszeczkę do posmakowania tego budyniu (domowej, Krzyśkowej roboty :)), niech ma!
Już prawie mam! :)
Moje dzieci zasypiają z książkami pod pachą ;)

3 komentarze:

  1. Nie tylko szron... u mnie przez kilka sekund spadło kilka płatków sniegu... chyba z góry przywiało. Zimno jakby grudzień był tuz tuz.. No i gdzie ta piękna, polska złota jesień? Chyba jeszcze na nią poczekamy... :) Oby tylko dzieciaczki były zdrowe - nie chcemy choroby.. oj nie ;)

    Gratulacje dla debiutującego Miśka a Wam powodzenia w realizacji planów i wyzwań :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na Kaszubach wczoraj leciał z nieba drobniutki grad - tak mi doniesiono. ale u nas piękna jesień i liści na drzewach mnóóóóstwo jeszcze. Ale i pierwszy klucz gęsi lecących na zachód widziałam dziś...

    OdpowiedzUsuń