piątek, 28 grudnia 2018

Dziecięca radość w ciemne dni.

Wokół tego utworu krążą moje myśli w te święta. Już od pierwszego obrazu i od pierwszych słów wiedziałam, że to piosenka do mnie. A potem tylko dreszcz, bo piękna jest niesamowicie...

I to nowe życie. Moje nowe życie od kilku dni mocno daje znać o sobie i świętuje po swojemu, mocnymi kopniakami. No cóż, skoro Jan Chrzciciel w brzuchu wierzgał, gdy wyczuł obecność Jezusa... Takie maluchy, które niby nic jeszcze nie mogą zrobić, są całkiem bezbronne - a jak wyczuwają to, na co my dorośli nieraz zamykamy serce i oczy. 

Normalne dziecko w życiu nie powie, że nie lubi świąt, że nie ma z czego się cieszyć. A potem się wszystko pierniczy, kiedy dorastamy i nam się wydaje, że ważne jest to, co wypracujemy swoimi rękami, jak się poświęcimy i ile to nagotujemy i nasprzątamy się, licząc, że ktoś to kurna doceni (bo przecież nie robimy tego bezinteresownie). Ile razy wygrywa w nas poważna Marta, a nie zapatrzona w Jezusa jej siostra Maria, wszystko szlag trafia. Bo trochę trudno o dziecięcą radość, gdy wszystko w nas się nadyma z pretensji, że "ja się tyle narobiłam i padam na pysk, a oni nic i jeszcze są zadowoleni!". I ta niedziecięca, smętna ulga, że "uff, już po świętach" (a że kolędy będziemy jeszcze śpiewać przez ponad miesiąc i świętowanie dopiero się zaczęło, to już szczegół), bo wreszcie można spać spokojnie i nie stać przy garach.

Ja przy garach nie stałam :) Ogólnie ostatnio przy kuchence mało stoję, bo jak gotuję, to już raczej z pozycji siedzącej. Święta były ciemne i deszczowe, dzieci oczywiście szalały i co jakiś czas dochodziło do spięć. Okna umyłam jakiś czas przed świętami, więc dziewczynki zdążyły je koncertowo upaćkać. No cóż, było jak było. Ale to, co najważniejsze - złapaliśmy. Była piękna Wigilia. Piękna, bo byliśmy razem. Jedzenia nie nagotowałam zbyt dużo, a i tak wszystkiego nie przejedliśmy, niestety. W sumie to każdy jadł co innego, np. karpia tylko ja ;) a makowe ciasto tylko Krzysiek z Gabrysiem. Choinka ubrana w niedzielę, w poniedziałek już bombki i łańcuchy miała pomieszane, tworzące zaiste artystyczny nieład. Gdzieś obok stołu na podłodze walały się zabawki, choć sprzątaliśmy je kilka razy. Na okładkę wnętrzarskiego pisma byśmy nie trafili zdecydowanie :P Ale naprawdę czułam w powietrzu to coś... To coś, co na pewno aż wibrowało tej nocy, gdy rodził się Jezus. Taką bliskość Boga, pomimo wszystko. I dużą nadzieję, że teraz siedzimy tu, przy stole - ale kiedyś zasiądziemy razem w niebie, a tam nie będzie już smutku, wątpliwości i zmęczenia.

I te piękne wieczory, kiedy oprócz modlitwy śpiewamy z dziećmi kolędy, zaczynając od obowiązkowej "Świeć gwiazdeczko mała, świeć", w (prawie) ciemnym pokoju, patrząc na kolorowe światełka na choince... I wizyty w różnych kościołach (dobrze mieszkać w Krakowie), żeby obejrzeć szopki. Nawet żywą widzieliśmy, z osiołkiem, kucykiem, owieczkami i królikami :)

Święta to naprawdę piękny czas. Na szczęście jeszcze trwają.

7 komentarzy:

  1. Skąd ja to znam... biorąc pod uwagę ludzi wierzących i/lub mówiących, że wierzą (i to tak na prawdę) oraz fakt, że dla wielu z tych osób istota Świąt to jedzenie, to co wyląduje na stole i by było obficie, prezenty, ozdoby itp itd. robi się smutno. Choinka, świecidełka dodają uroku, nikt nie mówi, że w Święta trzeba zasiadać przy pustym stole ale przecież nie o to tak na prawdę w Święta chodzi. Nie taka jest istota Świąt. Masz rację wielu ludzi zamyka na nie swoje serca, jest ślepa. I Wszystko by było dużo, bogato.... puf... magia znika. A kolędy? Chyba rzadko je się śpiewa... A tak na prawdę to my Tworzymy magię i klimat Świąt. Święta mogą być magiczne, rodzinne, wymarzone ale to zależy od nas. Ciesze się, że u Was te Święta były magiczne i wyjątkowe.... piękne i rodzinne. I keidy tak piszesz o tym jak kolędujecie od razu w sercu zrobiło mi się ciepło. Pamiętam kiedy byłam mała, wieczorami w pokoju paliły się lamki choinki. Siadałam obok choinki - po prawej Mama, po lewej młodsza siostra a w naszych dłoniach książeczki do nabożeństwa. I śpiewałyśmy kolędy. Mama uczyła nas jak powinnyśmy śpiewać, jaka melodia, dykcja... ten klimat, to uczucia, wspomnienia... piękne <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I odnośnie Świąt... te trwają póki trwają w naszym sercu <3

      Usuń
  2. Kochani! Nawet, jeśli nie trafilibyście na okładkę pisma wnętrzarskiego (choć, patrząc na zdjęcia, mam wątpliwości, czy nie trafilibyście, bo bardzo przytulnie u Was), z całą pewnością zaś powinniście trafić na okładkę pisma rodzicielskiego jako przykład JAK ŚWIĘTOWAĆ! Jak się cieszyć sobą i się nie spinać. O, tak.

    Wesołego czasu świątecznego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak sobie mysle, że chyba kolędowanie to to, co najbardziej lubię z Wigilii (opr ócz barszczu z pasztecikami lub paluszkami:D). U nas jest na bogato, bo kilka instrumentów, ale nawet jak jeszcze nie było instrumentów było duyzo kolędowania. Tak jakby czas się zatrzymał wtedy...

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdyby wszyscy patrzyli na Święta tak jak Ty czy ja, na świecie byłoby o wiele mniej osób sfrustrowanych całą tą komercją i krzątaniną i z uporem maniaka twierdzących, że Święta to tylko dwa dni. Mam nadzieję, że mieliście wszyscy wystrzałowego, odlotowego, bombowego Sylwestra :) A Nowy 2019 Rok niech przyniesie każdemu z Was po kolei to, o czym najbardziej marzycie - wraz ze sporą dawką spokoju, uśmiechu na co dzień i Bożego błogosławieństwa :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja w tym roku w Wigilie przymusowo zwolnilam, ale magii Swiat mi to nie pomoglo zlapac. :) Za to to, co przygotowalam w weekend poprzedzajacy Swieta, nadal dojadamy i chyba trzeba bedzie w koncu wyrzucic. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. ja miałam trochę w tym kłopot na początku Adwentu (pewnie przez IG), bo zrodził się we mnie bunt na to już świętowanie, bez przygotowania, oczekiwania.
    Potem real mnie wciągnął i mi przeszło ;)

    OdpowiedzUsuń