środa, 7 lutego 2018

O chorobach, kuchennych wyczynach, zmęczeniu i potrzebie czasu tylko dla siebie.

Ferie za pasem... a u nas niestety chorobowo. To znaczy Gabryś na szczęście zdrowy, chodzi do szkoły. Ale pozostali - jak domino, padli. I ja razem z nimi, zamiast nosa mam wodospad :) Szkoda, miałam nadzieję pozałatwiać parę spraw przed feriami, korzystając z nieobecności dzieciaków. A tak, to się kisimy razem w domu od poniedziałku. I nawet wyjść nie można, choć śnieg spadł.

Cała trójka ma antybiotyk. Sara i Rafał z powodu zapalenia oskrzeli. Dziwne, bo nasze dzieciaki zwykle chorowanie kończą na katarach i kaszlu, a tu takie coś. A Ela ma obustronne zapalenie uszu. Sweet. Ale lekarka powiedziała w przychodni, że teraz jakieś francowate infekcje są i masa dzieciaków padła. Trafiło się i nam...

Korzystając z tego, że dzieci w domu, szalejemy w kuchni. Po raz pierwszy w życiu zrobiłam chaczapuri :) Kiedyś za licealnych i studenckich czasów uwielbiałam chodzić do gruzińskich knajpek, jakich pełno w centrum Krakowa. Czasem na randki z Krzyśkiem... Więc dobrze mi się kojarzą gruzińskie wina, lawasz, adżabsandał i chaczapuri z różnymi dodatkami. No to zrobiłam sobie w domu... Bo do knajpki raczej teraz nie wyskoczę. Zresztą ostatni raz byłam tam chyba półtora roku temu, z Elą i malutką Sarą w wózku (dwumiesięczną?), w ramach babskiego wypadu (obsługa sie trochę dziwnie patrzyła, że sama z takimi maluchami do restauracji się wybrałam, ale co ja na to poradzę, że w domu siedzieć nie lubię? a dziewczyny były bardzo grzeczne). 

A wczoraj zrobiliśmy sobie tłusty wtorek i pączki z czekoladą. Lubię gotować, kiedy mam dla kogo :) I szukać nowych rozwiązań. Często też nawet kiedy mam przed sobą sprawdzony przepis - eksperymentuję. Zmieniam proporcje, dodatki (zupełnie inaczej niż Krzysiek, który zawsze jest bardzo dokładny... i czasem go przeraża ten chaos u mnie - ale mimo różnych sposobów, ilość kulinarnych sukcesów i porażek mamy podobną). Czasem tworzę coś całkiem sama, bo sobie coś wyobrażę. Ostatnio śniadania sobie przyrządzam takie zupełnie z czapy. Jak jajecznica, to z odjechanymi dodatkami. Pieczarki, cukinia, ser, grzanki z chleba... Jak kasza jaglana, to w stylu raffaello, z wiórkami kokosowymi, mlekiem i aromatem migdałowym. Zależy, jakie mam składniki pod reką i na co mam ochotę. A potem - kuchenna alchemia.

Także tego, pączki wyszły super, dzieci były zachwycone. Tylko ja pod koniec już byłam zmęczona (po kolejnej nieprzespanej nocy i chodzeniu do chorych dzieci) i wyjmując ostatniego oparzyłam się w palec, niestety dość konkretnie - skóra sobie zeszła... Bolało, no ale tak to bywa na polu bitwy. Patrząc na umorusane twarze dzieciaków i smakując kolejnego pączka stwierdziłam, że warto było. Palec odrośnie :P a następny karnawał będzie dopiero za rok - trzeba korzystać, póki jest. Choć czasem mam wrażenie, że bycie mamą zrobiło ze mnie terminatora nie do zdarcia... (ale mgliście sobie przypominam ten czas sprzed dzieci i chyba wtedy też taka byłam... "Noga nie odpadła? no to idziemy..."). Powala mnie tylko migrena i przed nią drżę, koszmarna sprawa.

Ok będę kończyć i sobie jakiś filmik obejrzę w ramach wieczornego relaksu... Na spanie o dziwo nie mam ochoty, mimo tygodniowego niedospania. Do czego to się człowiek nie przyzwyczai... Ale też bardziej od spania brakuje mi takiego czasu tylko dla siebie. Priorytety...

Aha, suwaczki na górze u chłopców mają inne tło - sami sobie wybrali. Też ważny moment, kiedy dzieci doceniają bloga mamy i chcą mieć swój udział w dziele ;) Niebieskie, z bąbelkami - z tęsknoty za morzem. Dziewczynki póki co zostają przy różowych kwiatuszkach i falbankach, patrząc na ich upodobania, pasują idealnie...

Na koniec filmik, który kiedyś oglądałam i teraz mi się przypomniał... Polecam zwłaszcza zmęczonym mamom ;) Tylko dwie minutki, warto sobie zobaczyć, zwłaszcza wieczorem. Inspirujący...

11 komentarzy:

  1. Chorób serdecznie współczuję, bo wiem, jak to ciężko... Zwłaszcza z niewyspaniem w nocy i z marudzeniem dzieci w dzień. A jeszcze rotawirus - brr! To wirus, którego szczególnie nie cierpię u dzieci. U nas jelitówkę przeszłam ja, dzieci nie złapały, Bogu dziękować, choć skarżyły się na bóle brzuszków.

    Pączki z czekoladą... Mniam. Chciałam zrobić też właśnie z czekoladą na jutro, ale ostatecznie usmażyliśmy z dziećmi furę chruścików. Nie dotrwały wprawdzie do jutra i mieliśmy dziś Tłustą Środę ;p Ale to znaczy, że jutro można zrobić powtórkę ;)

    Gruzińskiej kuchni nie znam, nigdy nie jadłam, ale apetytu narobiłaś :) Z naszymi smakoszami jest tak, że każdy je co innego i musiałabym zamieszkać w kuchni... Ale stopniowo nad tym pracuję i widzę postępy ;)

    Uściski dla Was z zamrożonych Kaszub!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://obliczagruzji.monomit.pl/indeks-tresci/przepisy-kuchni-gruzinskiej
      Tu można znaleźć różne przepisy z kuchni gruzińskiej, znalazłam stronkę przypadkiem i zamierzam wykorzystać :)
      U nas też każdy co innego i szczerze mówiąc zwykle ulegam. Tzn bazę robię jedną (np. makaron, naleśniki), ale dodatki różne. Bo jedni lubią na słodko, inni na ostro mają smaka... A ja to rozumiem, bo też zawsze lubiłam zjeść coś, co lubię, a nie zmuszać się do przełknięcia (mama gdy robiła rosół, to musiała za pomocą koncentratu przerabiać moją porcję na pomidorową). Choć czasem strzelam fochy, gdy kręcą nosem przy stole, a ja się napracowałam, żeby coś upichcić. Życie... :P
      Co do rotawirusa, to nie wiem, czy dziś w nocy nie dopadł Gabrysia - kolejna nocka nie moja, tym razem z powodu najstarszego. Ale spałam 5h, więc w sumie mogę się uważać za wyspanego człowieka, bywało gorzej :P

      Usuń
  2. Ja byłam takim terminatorem do... czterdziestki. Potem to juz po gwarancji - wszystko sie zaczyna sypać. I niestety spłaca się kredyt za wcześniejsze szaleństwa.
    A tu w domu jeszcze dzieci i kilkadziesiąt w pracy do obrobienia... Chyba zaczynam odliczać czas do emerytury:)
    mama trójeczki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh no zdaję sobie sprawę, w sumie już ponoszę zdrowotne konsekwencje niektórych zachowań z odległych szczenięcych czasów :P Ale inaczej nie potrafię, jak się nie spalam, to nie żyję. Inna sprawa, że po każdym wysiłku, zmęczeniu kręgosłupa do granic wytrzymałości, czy serii niewyspania staram się pożądnie wypocząć. Nie sztuka robić za pomarszczoną domową męczennicę :)
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  3. Tak, z chorubskami nie wygrasz...u mnie na szczęście Młoda tylko katar a Mała tylko lekkie zapalenie gardła.
    Też lubiłam kiedyś chodzić do Chaczapuri, kiedy byłam ostatnio w Krakowie, chciałam sobie przypomnieć ten dobry smak... jedzenie strasznie się tam zepsuło, wyschnięte, bez smaku... ech.
    pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przeżyłam rozczarowanie, gdy zobaczyłam, że nie ma mojego ulubionego lokalu na św. Anny... Z dziewczynami byłam na Siennej i faktycznie smak inny, niż z lat studenckich czy wcześniejszych. O cenach nie wspomnę, kosmos jakiś... Ale sentyment pozostał :)

      Usuń
  4. Nas też rozłożyło, junior na antybiotyku, ale już mu lepiej, ale ja ledwo żyję. W ciąży przechodzę chorobę dużo gorzej niż normalnie. Zazdroszczę pączków 😜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też w ciąży o wiele gorzej znosze choroby... No i tylu lekarstw wtedy brać nie wolno. Zdrowiej :)

      Usuń
  5. Nigdy nie bylam w gruzinskiej restauracji, ale o czymkolwiek piszesz, brzmi pysznie. Uwielbiam smakowac kuchnie z calego swiata! Pod warunkiem, ze ktos mi to upichci, bo sama nie znosze stania przy kuchence. ;)

    Paczkow tez piec nie umiem. ;) Zjadlam dwa kupne i zeslodzilo mnie tak, ze przez reszte wieczora juz na nic nie mialam ochoty. ;)

    Biedna Elunia... Nik tez wlasnie dorobil sie w styczniu nieprzechodzacego, obustronnego zapalenia uszu. :/ W ogole na wielu blogach i u znajomych slysze, ze dzieci na uszy cierpia. Nie wiem czy w tym roku to jakies "uszne" wirusy nie grasuja. Moze dlatego Nikowi antybiotyk nie pomogl... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wysyp infekcji "usznych" i "zapaleniooskrzelowych" ;) W szkole, przedszkolu, wśród znajomych - masakra jakaś. Ela która zwykle nie choruje, wymiękła całkiem. Sara i Rafałek też w kiepskiej formie, kaszlą jak gruźlicy. Gabryś też rano narzekał już na ból gardła, ale poszedł jeszcze ostatni dzień do szkoły - jak wróci, to będzie miał dużo czasu, żeby się wykurować.
      A pączki wbrew pozorom nie są takie trudne do zrobienia. Domowe, w przeciwieństwie do kupnych, nie są takie słodkie (to znaczy ja robię takie mało słodkie :D), nie przymulają. Zwykle nie lubię pączków, taki kupny to co najwyżej 1 zjem z adwokatem ;) Ale domowe wcinam bez opamiętania, Krzysiek i dzieciaki też. Smaczne ciasto, z normalnych składników. Najlepsze są z gorzką czekoladą w środku.
      A kuchnię gruzińską polecam ;)

      Usuń
  6. Fajnie, że dzieciaki mają wkład w tworzenie bloga. Jeszcze chwila a będą Ci notatki na nich pisać. Tylko trochę szkoda, że chorujecie, szczególnie że ferie przed Wami. A na te pączki z czekoladą to wbiłabym się z miłą chęcią. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń