czwartek, 4 maja 2017

Majowe wakacje :)

nie muszę się ścigać, 
można też przegrywać
nie muszę się spieszyć,
chcę się z życia cieszyć...


Minął tydzień. Czuję się jak po wakacjach :)

Najpierw te kilka dni na Podhalu, w najwyżej położonej wiosce w Polsce. Odwiedziłam z Elą kościół św. Anny :) Pomodliłam się za naszą rodzinę. Widziałam Tatry. Giewont leży tak, jak leżał. Byłam w świerkowym lesie - takim, jaki pamiętam z wielu wyjazdów w te strony. Dopiero kiedy popatrzyłam na zatopione w ciszy doliny i wzgórza, usłyszałam przytłumione beczenie owiec gdzieś z oddali, zobaczyłam znowu charakterystyczne wysokie domy o spiczastych dachach - dotarło do mnie, jak bardzo mi tego wszystkiego brakowało. I tego charakterystycznego zapachu tamtych okolic... Z okna mojego pokoju widziałam Bachledówkę (to tam nieraz przyjeżdżali na wypoczynek Wojtyła i Wyszyński). Pięknie zachodziło nad nią słońce :) Tyle wspomnień...

Wróciliśmy w niedzielę wieczorem, przepakowaliśmy graty i w poniedziałek rano pojechaliśmy na Śląsk do teściów. Dobry czas :) Dziadkowie zajęli się wnukami, więc mieliśmy chwilę oddechu. Ale też udało się każdego dnia gdzieś wybyć w szóstkę. Najpierw do pobliskiego lasu. Te płaskie sosnowe lasy są tak inne od tych "moich" świerkowych czy jodłowych, inne też od sosnowych nadmorskich - no ale ewentualnie mogą być :P

Potem we wtorek wyruszyliśmy do kopalni srebra w Tarnowskich Górach. Sara na rękach, Ela za rękę ;) a chłopaki obok nas w kolorowych kaskach (Rafał na szczęście wybrał żółty, więc go widziałam nawet w ciemności - ale Gabryś w niebieskim kasku też pilnował, żeby brat się nie zgubił). Super było! Cała ekipa dzielnie przeszła całą trasę. Najbardziej podobało mi się pływanie łodzią podziemnym kanałem. I uwaga - nawet udało mi się na tej łodzi nakarmić Sarę :P Ciekawe, czy jakaś kobieta poza mną karmiła piersią siedząc na chyboczącej się łódce, płynącej 40 metrów pod ziemią? Najtrudniej było iść niskim korytarzem z Sarenką wiercącą się na rekach. Ale dałyśmy radę. Obok kopalni wystawa parowozów i maszyn parowych - tylko rzuciliśmy okiem, ale chłopakom się podobały. A na pobliskiej łące pasły się trzy sarny - ten widok z kolei podobał się mnie ;)

W środę postanowiliśmy wyjechać od dziadków wcześniej i zahaczyć po drodze o Ogrodzieniec. Byłam tam na zamku kilka razy jako mała dziewczynka i zawsze mi się bardzo podobał. ale chyba jeszcze nigdy nie miałam tyle radochy, co teraz :) Wszystko dzięki nowej trasie. Ktoś wpadł na świetny pomysł pobudowania na murach labiryntu kładek i schodków, po których można się wspinać i zajrzeć dosłownie wszędzie. Przeszliśmy cała szóstką i... nikomu nic się nie stało :P Choć momentami było naprawdę stromo, wysoko i trochę niebezpiecznie. Chłopcy mieli stracha i trzymali się nas kurczowo - Gabryś mnie, a Rafał taty. Parę razy trzeba było przytrzymać się też wbitych w ścianę łańcuchów. Oprócz nas było tam oczywiście pełno innych rodzin z dziećmi i czasem ciężko było się wyminąć na wąskich, krętych schodkach. No a Ela dziarsko ciągnęła mnie na kolejną wieżę i się denerwowała, że tak powoli idziemy :P Na szczycie murów kiedy (patrząc na przepaść pod nami) ją zapytałam, czy się nie boi, popatrzyła na mnie jak na debila i powiedziała: "Nieee, pseciez jestem juz duza!". Moja krew :) Przy okazji pooglądaliśmy sobie pokaz broni i jazdy konnej w ramach pikniku majowego. I pochłonęliśmy cztery duże kubełki frytek. No i znowu karmiłam Sarę w śmiesznych okolicznościach, opierając się o skałę i gapiąc na zamkowe mury. Dobry czas...

A teraz jest czwartek, Krzysiek w pracy, chłopaki w przedszkolu, a ja usiłuje jakoś się ogarnąć po tej labie. Pralka chodzi od rana, ja mam stertę ciuchów do ułożenia w szafach. Ale kurcze, dla takich chwil warto żyć :)))

Nie mogę się doczekać lata i kolejnych wyjazdów...

10 komentarzy:

  1. Wpadłam zaczerpnąć optymizmu. Serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
  2. ale super czas miałaś :D to tak jak ja w Krakowie :D z chłopakami :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, co mi się najbardziej podoba w tym wpisie? To, że dajesz - że dajecie - radę! Wciąż dookoła słyszę, że nowe dziecko w rodzinie zabiera coś starszym dzieciom, bo m.in. rodzice nie mogą z nim nigdzie wyjechać, nie mogą go zabrać w podróż na drugi koniec Polski czy na wspinaczkę po górach. A Wy byliście na kilkudniowej wycieczce - i to nie byle jakiej wycieczce! razem w szóstkę. Założę się, że mimo wszystko na pewno nie było łatwo. Trzeba było mieć oczy dookoła głowy, by dzieciom nic się nie stało, Sarenka pewnie od czasu do czasu marudziła (jak to niemowlę), fizyczne zmęczenie też na pewno dało się we znaki. A jednak daliście radę! I spędziliście cudowny czas razem - na przekór tym wszystkim ludziom, którzy twierdzą, że podróżować da się tylko z jednym lub dwójką dzieci, i to najlepiej już odrośniętych. (Btw, jestem ciekawa, czy Ty też spotykasz się z takimi opiniami?) My powoli, powoli zaczynamy wybywać na wycieczki z Rozalką. Na razie trzymamy się dość blisko domu i nie ruszamy się dalej niż do Trójmiasta, ale w połowie maja już jedziemy do Borów Tucholskich na weekend do rodziny Marcina. A w wakacje mamy plany nadmorskie, może Łeba? Nie wiem jeszcze.
    Wycieczki Wam zazdroszczę, ale tak pozytywnie zazdroszczę. Dla nas góry to wciąż nieodkryte rejony, bo byłam tylko raz - w Górach Stołowych, a Marcin nie był nigdy. Nie znamy więc gór. Może kiedyś to nadrobimy. Ale pamiętam jedno - to niesamowite, zapierające dech w piersiach wrażenie, gdy na horyzoncie widać już granatowe pasmo gór.
    Żałuję, że wśród moich znajomych tak mało jest rodzin wielodzietnych, które prowadziłyby normalne życie i dawałyby dobry przykład, że można ;) Bo na razie wciąż tylko słyszę: "O rany, troje dzieci...! Współczuję...!" Choć trzeba przyznać, że dzięki Rodzina 500+ kilka bliskich nam rodzin zdecydowało się na trzecie dziecko, więc powoli przestaję być odosobniona :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No czasem jest trudno, ale trudno było i z jednym dzieckiem :) Może dzięki temu, że moi rodzice też zabierali od początku na różne wycieczki mnie i brata, to jest dla mnie naturalne, że rodzina najlepiej spędza wolny czas gdzieś poza domem, czy w górach czy nad morzem, albo w zamkowych murach (dlatego pojawienie się kolejnych dzieci niczego nie zmieniło i jeździmy sobie z Krzyśkiem na wycieczki tak samo, jak kiedy dzieci nie było). W końcu gdzie te dzieciaki mają się uczyć świata? No i szczerze mówiąc o wiele łatwiej mi zapanować nad gromadką gdzieś w terenie (gdzie co chwilę coś ciekawego się dzieje), niż w domu, gdzie nie dość, że mam masę sprzątania, to co chwilę słyszę "nuuuudzi mi się..." :P
      A góry polecamy, warto nadrobić zaległości ;D

      Usuń
  4. Te sarny to i mi by się spodobały. Mogłabym tak godzinami, ale najczęściej jest to chwila. Pewnie jestem zbyt głośna.
    Cieszę się, że mieliście tak piękny czas i tyle atrakcji dla każdego. U nas skończyło się na planach. Nie ma to jak wirus na 9 dni wolnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to Wam życzę żebyście odpoczęli, sezon wyjazdowy się dopiero zaczyna :)

      Usuń
  5. Super wycieczki :)
    nam tez w końcu udało się gdzieś wybrać i trochę odpocząć :)a ile po tym prania - choć na pewno nie tyle co u Was ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Brzmi wspaniale! My juz odliczamy do pierwszego kempingu - dwa tygodnie z hakiem! :)

    W Zebie byliscie? Jedna z moich szwagierek pochodzi z tej wioseczki. ;)

    OdpowiedzUsuń