środa, 7 grudnia 2016

Między Mikołajem a Niepokalanym Poczęciem - 7 grudnia.


Miałam dziś iść wieczorem na uroczystą eucharystię (wigilia Niepokalanego Poczęcia) i czekałam na nią od jakiegoś czasu, a tu klops. Ucho boli, gardło boli, od kilku dni dreszcze, gorączka, katar i generalnie marzę sobie o L4. O dziwo jakoś ogarniam system domowy i zamiast leżeć, snuję się po domu i w zwolnionym tempie robię to, co zwykle (czyli zmieniam duży bajzel na mniejszy, żeby mieć poczucie ładu przynajmniej przez chwilę). Ela też coś posmarkuje i kaszle rano, ale mam nadzieję że samo jej minie, jak zwykle.

Młoda właśnie przewala się po kuchni, bawiąc się na zmianę ciastoliną i transformersami. Mikołaj w tym roku hojnie sypnął prezentami. I tak jesteśmy bogatsi o 5 zestawów Lego Star Wars, ciastolinę, 3 małe transformersy i 2 duże, 3 lalki (w tym jedna z wanienką i nocnikiem :P),  2 zestawy puzzli 3D, 2 przytulanki dla Sary, książeczkę dla Eli, czekoladowe ozdoby na choinkę... i pewnie coś jeszcze, tylko nie pamiętam :P Wczoraj jak chłopcy wrócili z przedszkola to miałam spokój, bo się bawili. Trzeba było tylko pomóc w budowaniu zamku i Statuy Wolności (Krzysiek się zagalopował w pomaganiu i musiał część rozmontować, żeby to jednak dzieci miały zabawę, a nie tata :)).

Poza tym za nami niedzielny wypad do miasta, oglądaliśmy miniatury pociągów i makiety torów kolejowych w Muzeum Inżynierii Miejskiej. A potem spacer już po ciemku po Starym Mieście i zachwyt światełkami, latarniami na Plantach, choinkami. Ale chyba wtedy się przeziębiłam. Przynajmniej w ładnej scenerii ;) Lubię miasto w zimie. I przedświąteczny jarmark. Zapach grzanego wina, grillowanego mięsa i smażonych orzeszków w miodzie. Muzykę sączącą się z knajp i sklepów. Cichy i czujny Wawel, obserwujący ze wzgórza wszystko, jak zwykle. Mimo mrozu - życie. Aż chciałoby się mieć więcej czasu i pójść z przyjaciółkami (których też w większości nie ma, bo się rozjechały po świecie) na piwo z sokiem imbirowym. Ech, wspomnienia. A tu trzeba wracać do domu i kłócić się z dziećmi, że już późno i mają iść do łóżek (najbardziej ostatnio protestuje Ela).

Plusy są jednak takie, że po powrocie do domu mam się do kogo przytulić. Oczywiście przede wszystkim do męża ;) ale poza tym wyhodowaliśmy sobie cztery koale. Koala najstarszy dostał na ostatni weekend zadanie adwentowe z przedszkola - miał się przytulać i być miły dla rodziców, co skwapliwie wykonał ("Mamooo, a podrapiesz mnie jeszcze po pleckach? Bo nie mogę zasnąć..." - to słyszę wieczorami często). Koala drugi z kolei jest największym koalą, bo mimo zbójowatego sposobu bycia ("Jestem Lold Wejder! Łaaaa!"), potrafi czasem przyjść, zrobić oczy jak kot w Shreku i z błogim uśmiechem jakoś tak... zawisnąć na tobie, jak rasowy miś z Australii. Elula, która z jednej strony bawi się pirackim statkiem podczas nieobecności braci oraz ich innymi zabawkami, a z drugiej co jakiś czas tuli i układa wszystkie swoje laleczki (wczoraj mnie opieprzyła, że otworzyłam drzwi do pokoju, w którym chwilę wcześniej położyła spać swojego dzidziusia - dokładnie tak, jak ja ochrzaniam ją za wtargnięcie do naszej sypialni, gdzie sypia Sara), a także ściska i obsypuje buziakami członków rodziny. I Sarunia, która jest teraz rozkosznym, mięciutkim niemowlaczkiem (tzn. jeśli akurat nie krzyczy :P), wymachującym łapkami na wszystkie strony i uśmiechającym się od ucha do ucha, kiedy tylko ktoś do niej podchodzi. 

Stado koali - lek na jesienno-zimową depresję.

15 komentarzy:

  1. Uściski dla wszystkich Koali. I ich Rodziców :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie ładne zdjęcie! I jaka zachęta do pomnożenia swojego stadka do przytulania... :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Taki mały koala potrafi skutecznie przegonić nagłą i nieodpartą chęć zapakowania się do rakiety i ucieczki na Księżyc po chwilę spokoju :))

    OdpowiedzUsuń
  4. dużo zdrówka życzę Tobie my nadal chorujemy ale jest znacznie lepiej. hoho to u Was mikołaj był naprawdę Mega u nas mega będzie gwiazdka a teraz było ciut skromniej.. tak chwile przytulania to najcudowniejsze chwile :P Pozdrawiam misiaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdrówka życzę.
    U nas odkrycie ciastoliny za sprawą prezentu od Mikołaja - mamy chrzestnej.
    Zabawa bez końca :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdrowiejcie szybko. A takie przytulanie każdemu się przyda

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak miło Was zobaczyć, cudne dziewczyny:) To prawda o przytulaniu, poziom hormonów szczęścia wtedy wzrasta :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdrowka! :)

    Ale sie dzieciaki oblowily!!! :O Moje skromnie, kazde dostalo po puzzlach alfaberycznych, matrioszkach i szmince ochronnej z reniferkiem. Ale u nas to dopiero poczatek prezentowego grudnia, bo jutro urodziny Mlodszego, a za chwile Swieta. Chyba musze przejrzec te stosy zabawek i cichcem powynosic czesc do sklepow z uzywanymi akcesoriami. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obłowiły się, bo Mikołaj miał wielu pomocników ;)
      A u nas z kolei prezenty raczej 6 grudnia, bo Wigilia jakoś sama w sobie jest prezentem i poza drobiazgami nic sobie nie dajemy.
      Też wyrzuciłam stertę starych zabawek :P

      Usuń
  9. Własna hodowla koali to wspaniała sprawa! WIem co mówię ;).

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzięki wszystkim, pozdrawiamy ;))

    OdpowiedzUsuń
  11. Pozdrawiam czule stado koali i Panią Koalową :) Niech Wam się darzy! A jak spotkasz mnie na mieście, to też proszę o przytulenie :).

    OdpowiedzUsuń
  12. zawsze mnie rozśmiesza, że mąz próbuje szybciej klocki układać przed Marceliną ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Uf, ulżyło mi, że nie tylko u nas Mikołaj tak obicie raczy prezentami, choć u nas dopiero na Święta. A u Was to jeszcze razy 4. Jak Tygrys dostał klocki lego, to Jego Tata cieszył się chyba bardziej i podejrzewam, że nie może się doczekać zestawów z wyższych kategorii wiekowych. A bliskości krakowskiego rynku, szczególnie o tej porze po cichu zazdroszczę. I tych wszystkich muzeów.
    Uściski Rodzinko

    OdpowiedzUsuń
  14. Wow, rzeczywiście masz tolkienowską urodę :) dzięki za polecenia Plastra miodu. Miód na duszę innymi słowy :)

    OdpowiedzUsuń