piątek, 16 września 2016

Czym podbić mamę. O tym, jak dobrze być razem.

Nooo... Mija kolejny tydzień września i ten był o wiele przyjemniejszy od poprzedniego. A teraz napiszę dlaczego i wrażliwych proszę o trzymanie przy sobie soli trzeźwiących. Zaczęło się od tego,  że w poprzedni weekend Rafałek bawiąc się po eucharystii pod kościołem w berka przewrócił się na buzię i wyglądał jak w jakimś filmie grozy. Połowa twarzy zalana krwią, młody ryczy, przemywanie rozległej (ale niegroźnej) rany do przyjemnych nie należało. Dobrze, że już przywykłam do takich widoków i nie straciłam zimnej krwi, tylko zaprowadziłam go do łazienki i umyłam, a potem w domu opatrzyłam. Musiało go bardzo boleć, no ale Rafałek to Rafałek... Następnego dnia, kiedy zapytałam, jak się czuje, rzucił dziarsko: "Oj tam, już czuję, jak mi niektóre rany zniknęły!". Hmm...  Co tam, że czoło i policzek całe w strupach :) 

(tak dla kontrastu: nieco wcześniej jego starszy brat przeżywał pół dnia, że został ugryziony w rękę przez konika polnego i wzburzony pokazywał wszystkim niewidoczną ranę... no cóż, chłopcy różni są i tyle)

Tym sposobem w poniedziałek do przedszkola poszedł tylko Gabryś, a ja zostałam w domu z pozostałą trójką. Szczerze - była to mega ulga :) Ela zachwycona, ja też. Bawiliśmy się razem, czytaliśmy książki, potem miałam czas dla siebie (i domu), a oni wariowali razem i było znowu wesoło. We wtorek już Rafałek poszedł do przedszkola, ale w środę wieczorem Gabrysia gdzieś przewiało na całego, bo teraz kaszle jak gruźlik. Drugą część tygodnia byliśmy więc znowu w powiększonym, choć innym składzie.

A teraz się zastanawiam, czy jestem uzależniona od dużej ilości dzieci, skoro taką przyjemność mi sprawia przebywanie z nimi? I to cały czas? I czy to normalne, że już mam przygotowane imiona dla ewentualnego przyszłego synka i córeczki? I że gdybym ich miała nie mieć, to bardzo bym z tego powodu cierpiała?

Jednocześnie nie mam zamiaru zamienić się w taką żonę jak na starych obrazkach amerykańskich, w różowym fartuszku (i papilotach?), z jeszcze ciepłym ciastem w rękach, w lśniącej kuchni. Mam zamiar zostać sobą. I już kombinuję, jak urwać się do kina na trzecią część "Bridget Jones" - dla odmiany sama lub z przyjaciółką (zwykle chodzimy z Krzyśkiem, ale czasem trzeba zaszaleć).

Ale jednak to fajnie być mamą i odkrywać coraz bardziej, jak się to lubi. I jak dobrze być z własnymi dziećmi. A  żeby miały nas z Krzyśkiem czasem tylko dla siebie, to przy byle okazji robimy wypady takie tylko z jednym dzieckiem. Nawet zakupy są wtedy czymś wyjątkowym i okazją do ciekawych rozmów, trochę innych niż te w większym gronie. No lubię to wszystko i już. Najbardziej w ciągu dnia mnie wzruszają: śmiech Sary, buziaczki Eli, uściski Rafałka i teksty Gabrysia w stylu "Jesteś najlepszą mamusią na świecie!". Każdy ma coś innego, czym podbija moje (i tak dawno podbite) serce.

A poza tym co... Dzień za dniem mija błyskawicznie. Ja staram się nie dawać przedjesiennej depresji (mniej światła i spadające liście automatycznie budzą we mnie uczucie smutku) i szukam pozytywów, których w sumie nie brakuje. W wolnych chwilach czytam "W pogoni za rozumiem" i chichoczę jak nastolatka (którą byłam, gdy o Bridget czytałam po raz pierwszy i robiło mi się gorąco na widok Colina Firtha w filmie), ku zdziwieniu Gabrysia, który dopytuje, z czego się śmieję. Ale tego na razie nie mogę mu wyjawić. Może za kilkanaście lat :P I piję litrami karmelową zbożówkę z mlekiem (razem z Rafałkiem i Elą, Gabryś jak tata prosi o wodę). I cieszę z tego, co nam Pan Bóg daje. A daje dużo.

14 komentarzy:

  1. Nie jestem w stanie zliczyć ile razy mama musiała mnie opatrywać z powodu rozwalonych kolan, łokci, nadgarstków, czół, nosów, bród, ramion i nie wiadomo jakich jeszcze części ciała. Jedno jest pewne - na pewno było wtedy ciekawie i zawiązała się między nami więź. "Brigdet Jones"? Nie, to nie są zdecydowanie moje klimaty. Za to cierpię na chroniczny brak czasu.

    OdpowiedzUsuń
  2. A propos papilotów może czytałaś, ale podlinkuję :-)https://mamawduzymdomu.wordpress.com/2016/09/07/jak-one-to-robily/
    uściski!
    I też fajny blog, myślę, że pokrewnej duszy dla Ciebie http://www.rodzinailustrowana.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamę w Dużym Domu czytam, a za drugiego linka dziękuję, faktycznie super jest :)

      Usuń
  3. Niesamowite, jak różne są dzieci, ale dają tyle samo radości.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zabawnie zabrzmiało - uzależnienie od dzieci :D
    Jesteś po prostu kobietą, która uwielbia być matką. Oby takich kobiet wiecej!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja chyba jestem także od dzieci uzależniona, choć czasem mam dość, szczególnie jak przylecą ze szkoły, przedszkola i nagle się wszystkim w jednym momencie przypomni, że jest mama i trzeba nagle, już teraz wszystko jej opowiedzieć. Ale zaś uwielbiam chwilę z każdym osobno, bez kłótni, dogryzek, śmiechów, poznaję wtedy ich na nowo jak całkiem inne osoby, które gdzieś znikają w tym harmidrze.

    OdpowiedzUsuń
  6. ojej niezły wypadek miał synuś u nas ostatnio też było krwawiące kolano ech akcja ratowania udana:D My mamy zawsze musimy być w gotowości

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam czytać te Twoje wpisy. Są takie ciepłe i aż miłość płynie :* Cudownie:)

    OdpowiedzUsuń
  8. U nas podobnie: Nik nad kazdym siniakiem czy strupem natychmiast przechodzi do porzadku dziennego, natomiast Bi kazde zadrapanie pielegnuje tydzien I nawet jak go juz nie widac, to przypomina podczas kapieli, ze "Ale tutaj musisz uwazac, bo mnie piecze, pamietasz?". :D

    I tez lubie czasem pobyc z kazdym Potworkiem z osobna. Mozna sie duzo wtedy o nich dowiedziec, bo tak, to sie tylko przekrzykuja. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. jak wspaniale czytać takie wpisy! w tym saym internecie w którym jest tyle treści o której nawet nie chce i się wspominać, miejsca takie jak Twój blog są dla mnie oddechem i buzia sama mi się śmieje do Waszej rodzinki!
    mam tak samo jak Ty... i tak bardzo tęsknię za większą ilością dzieci choć wiem że nie mam już takiej szansy...
    Czytając Cię od razu przychodzi mi do głowy jedna myśl... tam gdze Pan Bóg na właściwym miejscu, wszystko inne jest na swoim miejscu... jesteście na to cudownym przykładem...
    Serdeczności! :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emka jak zwykle mądrze pisze. Ja też nabieram tu powietrza ;)

      Usuń
  10. ahhhh też tak mam, tylko dzieci mniej :)
    i prawie nikt mnie nie rozumie, że nie chcę dzieci do przedszkola i żłobka dać - a to jest taki cudny czas dla nas!

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękne macie wszyscy życie i tyle :) Cudowne :) A tekstem Gabrysia często raczę własną Mamę ;)

    OdpowiedzUsuń