niedziela, 20 marca 2016

Pierwszy dzień wiosny w stylu narnijskim - przygotowanie do Wielkiej Nocy.

Dziś podobno pierwszy dzień wiosny. Nawet tego nie zauważyłam, bo pogoda wyjątkowo szara i smętna, ale zostałam o tym właśnie poinformowana przez google :P W sumie to fajnie się złożyło, bo ten początek wiosny wypada w dniu, który już przybliża nas myślami do tego, co będziemy świętować za tydzień. Oczywiście po drodze bardzo ważne dni, jeden mocniejszy od drugiego, ale dobrze przeżywać je mając na horyzoncie niedzielę i kobiety rozmawiające z aniołem przy pustym grobie. Wtedy staje się jasne, czym jest krzyż - nie porażką, ale początkiem całkowitego zwycięstwa.

W każdym razie dzisiejszy dzień, mimo wyjątkowo ponurej pogody, był bardzo piękny i chciałabym takie przeżywać częściej. Byliśmy wszyscy razem, w szóstkę (maluszek mocno zaznaczał swoją obecność kopniakami). I jakoś tak wyszło, że prawie cały dzień rozmawialiśmy o Bogu. Nie nachalnie, bez dewocji :) po prostu dzieciaki dziś przejawiały dziwną ciekawość i same pytały - może jakoś wyczuwały, że jest inaczej i my już na coś czekamy. A może to po prostu Duch Święty w nich zadziałał. Albo jedno i drugie.

Pomiędzy posiłkami i zabawami (wyjątkowo dziś spokojnymi i bez kłótni, za co też jestem wdzięczna Górze, bo mógł być sajgon i kryzys przecież) dużo rozmawialiśmy o tym, co najważniejsze. Rano po śniadaniu jutrznia. Rafałek i Ela słuchali w miarę cierpliwie ;) a Gabryś mówił takie rzeczy, że ciarki szły (zawsze robi to na mnie ogromne wrażenie, jak dzieciaki celnie mówią o Bogu i sprawach wiary), a nawet powiedział z pamięci jeden z psalmów razem z nami - nawet nie wiedziałam, że go już zna tak dobrze. Podobnie zresztą z Kantykiem Zachariasza, który też potrafi powtórzyć za nami.

Potem pojechaliśmy do znajomych, gdzie wspólnie przygotowywaliśmy dzieci do czuwania paschalnego. Ja głównie zajmowałam się Elą i bieganiem do toalety :P ale widziałam, że dzieciaki zadowolone i potem kiedy wracaliśmy to można było zauważyć, jak to w niech siedzi. Zresztą jedną z naszych ulubionych bajek jest "Książę Egiptu", więc chłopaki historię Mojżesza znają dość dobrze. Dla Gabrysia najbardziej fascynujące są plagi, a dla Rafałka początek, kiedy Mojżesz z Ramzesem robią bajzel w pałacu faraona :P A ja zawsze mam świeczki w oczach przy piosence, która jest mottem tego bloga. Zwykle stoję wtedy za dziećmi, żeby nie widziały, że ryczę :)) bo aż mi głupio, że się tak rozklejam. Ale te słowa są dla mnie zbyt prawdziwe i takie "moje", żeby słuchać ich spokojnie.

Po kolacji pojechaliśmy jeszcze na mszę z palmami, bo wcześniej jakoś nie było okazji. I też fajnie było widzieć, jak chłopaki przeżywają święcenie palm (rano im przypomnieliśmy, co te palmy oznaczają), a potem też w miarę grzeczni byli i nie było z nimi kłopotu (a różnie z tym bywa ;)). Rafałek sam poprosił o pieniążka na tacę (ja zawsze o tym zapominam, ale coś wygrzebałam z kieszeni) i wrzucił zadowolony. Po czym stwierdził roześmiany na pół kościoła:
- Czemu on powiedział "Bóg zapłać"? Przecież ja nie jestem Bóg!
I jak tu zachować powagę? A przecież i tak zawsze mam z tym problem i miewam głupawki w nieodpowiednich momentach, ku zgorszeniu niektórych :P

A potem podeszli ze mną do komunii, żeby ich ksiądz pobłogosławił. Apropos komunii, jakiś czas temu poszłam z Gabrysiem sama na mszę, bo reszta była chora. I akurat tak wyszło, że wcześniej nie udało mi się iść do spowiedzi, więc nie mogłam przyjąć Pana Jezusa. Kurcze, jak trudno było wytłumaczyć młodemu, czemu siedzimy na miejscu... Dopiero wtedy do mnie dotarło, że on jeszcze nie wiedział, że można iść na eucharystię i nie uczestniczyć w pełni - bo zawsze szliśmy na całość ;) Ale przynajmniej miałam okazję mu wytłumaczyć, że jest coś takiego, jak spowiedź.

I tu jeszcze o spowiedzi wspomnę (między innymi). Wczoraj wreszcie udało mi się wyskoczyć do miasta, bo dzieciaki poszły do dziadków. Miałam więc dzień wolny (po raz pierwszy takie wyjście od hoooo hoooo i jeszcze trochęęęęę), a że pogoda była piękna, to się powłóczyłam po starym mieście. Pod Wawelem byłam, a potem pod prąd Szlakiem Królewskim doszłam do Rynku. Pogapiłam się na świąteczne kramy, załamałam dłuuuugą kolejką do spowiedzi w Mariackim. A potem sącząc czekoladowego milkszejka z Maca trafiłam jakoś pod Kapucynów na Loretańskiej. Oczywiście dyżurów spowiedzi w tym czasie nie było, ale dziwnym trafem za pół godziny miała być msza wieczorna, więc zostałam. I równie dziwnym trafem akurat tego dnia podczas mszy wieczornej była spowiedź. W dodatku się okazało, o czym kompletnie zapomniałam, że jest uroczystość mojego ukochanego św. Józefa (chłopa, co dużo robił, a mało gadał - takich lubię :P). No i siedziałam sobie spokojnie w kolejce do konfesjonału, uczestnicząc w eucharystii i delektując się czytaniami, aż tu nagle do mnie dotarło, że zaraz będzie komunia, a tu jeszcze przede mną jedna osoba. I zaczęłam siedzieć jak na szpilkach, modląc się, żeby udało się przyjąć Pana Jezusa. Podchodziłam jak już wszyscy mówili "Baranku Boży"... I tak ekspresowej spowiedzi jeszcze nie miałam, aż się Kapucyn zdziwił, ale chyba rozumiał o co chodzi, bo po minucie biegłam sprintem pod ołtarz. Zdążyłam w ostatniej chwili. Całkiem niezły numer Pana Boga, żebym jeszcze bardziej doceniła, jaki to dar... Czułam się jak przybiegająca panna młoda (w odróżnieniu od tej uciekającej - tempo biegu podobne, tylko kierunek inny :P swoją drogą nie sądziłam, że na tym etapie ciąży potrafię się tak szybko przemieszczać...). No i ofkors się okazało, że jak ktoś bardzo chce - to od Niego zawsze dostanie. Nawet jeśli się to wydaje kompletnie niemożliwe.

A teraz - najważniejszy tydzień w roku. Mam nadzieję, że przeżyjemy go jak dzieci - tak na świeżo, bez zakładania z góry, jak być powinno.

11 komentarzy:

  1. Pięknie napisane. I tego Wam życzę :*
    No tak- życie samo stwarza sytuacje, kiedy można dzieciom o czymś nowym opowiedzieć.

    Zazdroszczę spaceru po Krakowie :*
    Pozdrawiam Was serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. :) Piękny czas :)
    Sama chętnie przespacerowałabym się po Krakowie... piszę jakbym tu nie mieszkała :D może w Święta z Młodym
    Ściskam mocno :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystkiego dobrego na ten czas w takim razie..
    U nas powoli wiosna zagląda, zatem słonecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Nech będzie ten tydzień jak najlepszy.
    A dzieci mają nieprawdopodobne wyczucie Sacrum i Prawdy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, staram się unikać łączenia spowiedzi z mszą, ale przy dzieciach czasem da się tylko tak... dwa razy byłam w podobnej sytuacji- moja kolejka wypadła w czasie komunii, ale po mszy podeszłam do zakrystii i powiedziałam po prostu, ze nie zdążyłam, ksiądz bez problemu kazał uklęknąć przy ołtarzu i poszedł po Pana Jezusa :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. To prawda - jesteśmy w pięknym czasie. Niech przyniesie wiele dobra dla Wasze Rodziny.
    Chętnie pospacerowałbym z Tobą uliczkami Krakowa, choć pewnie po całych dniach z maluchami masz ochotę na chwile samotności.
    Uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wręcz przeciwnie, jak ktoś jest z Krk to się chętnie spotkam :)) tyle że teraz to już spacerować coraz trudniej mi będzie... Za to w lecie mam nadzieję się wychodzić za wszystkie czasy, także będziemy mogły się umówić :)

      Usuń
  7. Piękny czas, pięknie opisany i ile w Was życia!
    A Elusia jak słodko śpi...

    OdpowiedzUsuń
  8. Nas wiosna przywitala sniegiem i to takim solidnym (mimo plusowych temperatur)! :)

    Moje dzieciaki tez byly zafascynowane Palmami. U nas nie nosi sie polskich tradycyjnych Palemek, ale w kosciele rozdaja prawdziwe listki palmowe. :) Dla moich Potworkow to oczywiscie frajda, a ja balam sie, ze wykluja sobie (albo komus obok) oko... :D

    OdpowiedzUsuń
  9. U mnie też szaro-buro jak na początek wiosny, ale troszku Słońca już było...

    Notka piękna, taka głęboka, wzruszająca i refleksyjna... Codziennie jakiś Cud. WESOŁEGO ALLELUJA, Kochana! Dla całej Rodzinki :) Wpadnij na Polankę: https://zyciecelta.wordpress.com/2016/03/25/skrotem-na-swieta/ Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Pięknie napisane. Dlaczego w realu nie znam takich ludzi jak Ty? :)

    OdpowiedzUsuń