niedziela, 6 grudnia 2015

Weekend z Mikołajem.

Brrr... Nie dość, że tradycyjnie mam mdłości (nasilają się wieczorem) i dreszcze, to jeszcze się przeziębiłam i zamiast nosa mam wodospad. Ech...

Ale poza tym weekend udany :) Mikołajki zmobilizowały nas do wysprzątania domu. Udzieliła mi się radosna atmosfera oczekiwania na prezenty i, nie zważając na kiepskie samopoczucie, doprowadziłam razem z Krzyśkiem chałupę do stanu niemalże idealnego. Szkoda, że święta dopiero za dwa tygodnie z hakiem, bo nie łudzę się - ten moment perfekcji nie potrwa długo...

W każdym razie spędziliśmy razem radosny czas. W sobotę przyszli moi rodzice i brat z żoną, przynosząc dzieciakom pierwszą porcję prezentów. Drugą dzieciaki niespodziewanie dostały na eucharystii (prezbiter na zakończenie nagle stwierdził, że spotkał świętego Mikołaja i wyciągnął worek z paczuszkami pełnymi słodyczy dla dzieci z naszej wspólnoty). Nawet nasz najmłodszy maluszek dostał upominek, który przechowam dla niego. Śliczny biały aniołek i karteczka z modlitwą, wzruszyłam się. No a potem oczywiście TA noc. I podekscytowane głosy dzieciaków rano, kiedy w łóżeczkach znalazły wymarzone zabawki :)

Moim prezentem mikołajkowym stało się kilka spokojnych godzin w niedzielę, kiedy to dziadkowie wzięli chłopców do miasta na spacer. A ja mogłam spokojnie siąść z książką i herbatą, nie nękana przez nikogo. Krzysiek zrobił obiad, a Ela korzystała z nieobecności braci i testowała wszystkie zabawki. Dziwnie się czułam... To tak wypoczywają ludzie, którzy nie mają małych dzieci? Niezwykłe.

Tak więc mogę powiedzieć, że to był dobry czas :) Cieszyła mnie też jakaś szczególna bliskość świętego Mikołaja (tego prawdziwego, o którym mówimy dzieciom i którego ikony pokazujemy), do którego mam duży sentyment. Nawet zawsze chciałam mieć synka o tym imieniu, ale jednak zdecydowałam, że to mąż będzie nadawał imiona synom (a ja córkom, taki nasz system). Jednak jeśli będę mieć jeszcze jednego synka kiedyś, to tak właśnie chciałabym mu dać na drugie. Więc może Bóg da nam tego Michała Mikołaja - jak nie w tej rundzie, to w następnej ;) (póki co dalej mam wrażenie, że noszę pod sercem córeczkę).

Poza tym adwent trwa... Dzieciaki na jutrzni dziś fajnie się modliły. Dobrze wyczuwają, że to wyjątkowy czas.

A ja zmagam się z poczuciem winy (jak zwykle...). Bo przez to podłe samopoczucie (kiedy to się skończy??? w 13 tygodniu? 14? później???...) mam ochotę nadal zwinąć się w kłębek i nie istnieć. A na pewno nie udzielać pomocy i porad znajomym - co nie zawsze spotyka się ze zrozumieniem. Chyba fakt że zazwyczaj staram się nie zawracać innym głowy swoimi problemami, tylko być tą, która wysłuchuje zwierzeń tradycyjnie się na mnie odbija w momencie, kiedy sama pomocy potrzebuję. Ale chyba trudno zrozumieć komukolwiek poza Krzyśkiem, który codziennie patrzy, jak odpływam, no i poza innymi mamami, którym było w ciąży trudno, że można przez dwa miesiące non stop nie mieć siły i czuć się koszmarnie. Ciężko mi...

Dobra, będę kończyć... Na zakończenie dobry na ten czas fragment z adhortacji JPII Christifideles laici, na który natknęłam się przypadkiem kilka dni temu:

Całe kraje i narody, w których niegdyś religia i życie chrześcijańskie kwitły i dały początek wspólnocie wiary żywej i dynamicznej, dzisiaj wystawione są na ciężką próbę, a niekiedy podlegają procesowi radykalnych przemian wskutek szerzenia się zobojętnienia, sekularyzmu i ateizmu. Chodzi tu przede wszystkim o kraje i narody należące do tak zwanego Pierwszego Świata, w których dobrobyt materialny i konsumizm, aczkolwiek przemieszane z sytuacjami zastraszającej nędzy i ubóstwa, sprzyjają i hołdują zasadzie: „żyć tak, jak gdyby Bóg nie istniał”. Otóż zobojętnienie religijne i zupełny brak praktycznego odniesienia do Boga nawet w obliczu najpoważniejszych problemów życiowych są zjawiskami nie mniej niepokojącymi i destruktywnymi niż jawny ateizm. I nawet jeśli wiara chrześcijańska zachowała się jeszcze w niektórych tradycjach i obrzędach, to stopniowo traci ona swe miejsce w najistotniejszych momentach ludzkiej egzystencji, takich jak narodziny, cierpienie i śmierć. W rezultacie, współczesnego człowieka stojącego w obliczu tajemnic i pytań, na które nie znajduje odpowiedzi, ogarnia rozczarowanie i rozpacz lub nawet pokusa wyeliminowania źródła tych problemów przez położenie kresu ludzkiemu życiu (...).

Pragnę skierować raz jeszcze do wszystkich współczesnych ludzi gorący apel, który wyznaczył początek mojej pasterskiej posługi: „Nie lękajcie się! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Otwórzcie dla Jego mocy zbawczej granice państw, systemów ekonomicznych, systemów politycznych, rozległe dziedziny kultury, cywilizacji, postępu! Nie lękajcie się! Chrystus wie, «co jest w człowieku». On jeden! A dzisiaj człowiek tak często nie wie, co w nim jest, co jest w głębi jego umysłu i serca. Tak często jest niepewny sensu swojego życia na ziemi. Szarpie nim niepewność, która przeradza się w rozpacz. Pozwólcie zatem — proszę Was, błagam Was z pokorą i ufnością — pozwólcie Chrystusowi mówić do człowieka. On jeden ma słowa życia — tak, życia wiecznego”.

13 komentarzy:

  1. na pocieszenie napiszę,że ja teraz w 16 tygodniu ciąży bliźniaczej odczuwam dużą ulgę;) od 14 tygodnia mdłości zaczęły ustępować:)życzę dobrego samopoczucia i spokojnego czasu ciąży.

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie za każdym razem poprawa była w 14 tygodniu więc mam nadzieję że i u Ciebie niedługo będzie lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  3. To mamy coś wspólnego. Ja też chciałam mieć Synka o imieniu Mikołaj. Nawet kiedyś miałam maskotkę, którą tak nazwałam i tyle mego :) Mieliśmy tydzień na decyzję, więc nie było czasu na dyskusje, przekonywania. Ale koniec końców imię jest ładne i bliskie okresowi Bożego Narodzenia.
    Synuś jeszcze nie rozumie co się wokół dzieje, ale i do nas przyszedł Mikołaj z upominkami. W końcu jesteśmy dziećmi rodziców.
    Co prawda nie wiem, jak to jest z ciążowymi przypadłościami, ale życzę żeby jak najszybciej przeszły. Wyobrażam sobie, że to nic przyjemnego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zycze duzo zdrowka! Jak ja dawno nie czulam tego jak to jest bez dzieci ha ha ;) Ja dostaje takie prezenty raz na kilka lat i wtedy tez mi jakos dziwnie;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja rozumiem to samopoczucie, u mnie w ciąży z Tolą, stwierdzenie "ciążowe poranne mdłości" miały się nijak, ja je miałam naokrągło, do tego wymiotowałam i ano i w południe i wieczorem, a czasem i w nocy... u mnie uspokoiło się tak na dobre w 12 tygodniu - ale powiem Ci coś, na dobre w sumie to wyszło, bo wtedy okazało się, że moja szyjka oszalała i drastycznie się skrócła... ktowie gdyby mnie to parszywe samopoczucie nie zmuszało do leżenia, bo inaczej funkcjnować się nie dało, to szyjka już by wcześniej nawaliła i ciąży nie dałoby się uratowac. ja wychodzę w takich chwilach, aby nie zwariowac, że wszystko dzieje się po coś. Nie mniej jednak życze Ci szybkiego powrotu do formy, bo wiem jak taki stan może zdołować.

    OdpowiedzUsuń
  6. ah, będzie nas więcej...:-)
    Gratuluję z całego serca kochana!!:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Szczególny to adwent kiedy się oczekuje maleństwa, nam raz tak wypadło z Anią, musiałam leżeć, a synek urodził się miesiąc przed świętami, wtedy też nic nie było przygotowane...w tym roku nadrabiam. Trzymaj się i wytrwaj, mdłości chyba mijają kiedyś :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Współczuję samopoczucia- wiem, jak ten początek może "przeczołgać"... Na szczęście później jest zazwyczaj dużo, dużo lepiej... Aż do końcówki, gdzie również bywa średnio ;) Trzymajcie się- zwłaszcza Ty, i maleństwo :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękna piosenka! Trzymajcie się, mam nadzieję, że mdłości szybko ustąpią. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj, nie zazdroszcze mdlosci... Mialam to szczescie, ze mnie ominely, za to na poczatku ciazy zasypialam na stojaco...

    Moje dzieciaki tez sie oblowily w niedziele. :) W ogole grudzien to dla nich wyjatkowo szczodry okres, bo najpierw Mikolajki, potem urodziny Nika (poki co Bi tez dostaje drobiazg na "pocieszenie"), a nastepnie Gwiazdka...

    Moj Nik dostal na imie tak a nie inaczej, wlasnie dlatego, ze urodzil sie w grudniu. Nie moglismy sie pogodzic co do imienia i w koncu pomyslalam, ze jakie moze byc bardziej odpowiednie dla grudniowego chlopca niz Mikolaj? Co prawda Nik otrzymal jego angielska wersje... ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. po 13 tygodniu u mnie mijało...oby i Tobie odpuściło :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja czułam się fatalnie przez całą ciążę. Naprawdę nie wspominam tego czasu z uśmiechem na ustach. Było koszmarnie a dolegliwości problemy różnej maści nie odstąpiły mnie aż do 40 tygodnia. Myśl, że na końcu czeka ten mały KTOŚ pomaga przetrwać :)
    Oby minęło. Zdrówka wam życzę.

    OdpowiedzUsuń
  13. nie wiem co to mdłości w czasie ciąży na szczeście... u nas też było mega mikołajkowo a musze jutro poprosić męża to wyciągnie ze strychu ozdoby niech już powoli zacznie być i u nas świątecznie

    OdpowiedzUsuń