poniedziałek, 13 lipca 2015

Z motylem jestem...




Taka motyla sesja nam się trafiła pewnego dnia, kiedy wracaliśmy ze spaceru. Dwa motylki podlatywały do nas, siadały nam na czapkach, rękawach, a nawet nogawkach (przedostatnie zdjęcie). Zabawa trwała dobre pół godziny, a byłoby więcej, ale musieliśmy już wracać do domu. Chłopcy byli zachwyceni, bo mogli podchodzić do motylków i niemal ich dotykać. A Ela była zdziwiona, bo ją motylki sobie najbardziej upodobały i traktowały jak kwiatuszek - co chwilę któryś na niej lądował :)

W niedzielę znowu zawędrowaliśmy do muzeum, oglądaliśmy różne rodzaje broni, od czasów średniowiecza do I wojny światowej. A także zbroje, mundury, itp. Mogliśmy przymierzać hełmy, potrzymać miecz i tarczę. I nawet schować się w schronie :) Muszę przyznać, że wizyty w muzeach są teraz o wiele ciekawsze, niż dawniej i nie ograniczają się tylko do oglądania gablotek.

A dziś od rana Gabryś ma wysypkę. Pewnie ospa, bo szaleje od jakiegoś czasu wśród znajomych dzieci. Czeka nas ciekawy czas i odsiadka w domu... Ale przeżyjemy i to :)

4 komentarze:

  1. Wow, pierwszy raz widzę takiego motyla, który się nie bał. Cudowne fotki. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. To zdrówka :)
    Teraz te motylki to jakieś oswojone, nie zwiewają przed ludźmi...

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo Elunia to istny kwiatuszek :) Cudna przygoda!
    Zdrówka!

    OdpowiedzUsuń