wtorek, 30 czerwca 2015

(Nieprzespane) noce i (wymięte) dnie. Prawie Dąbrowska :P

Najpierw muzyka... Swoją drogą do tego tańczyliśmy nasz pierwszy taniec na ślubie. No to mamy ;)
Dwie barwne noce za nami. Najpierw chłopcy jednocześnie dostali gorączki i grzali na wyścigi całą noc. Zasnęli spokojnie dopiero o piątej. A niewiele później obudziła się Ela. I potem jakoś musieliśmy przeżyć poniedziałek. A dziś w nocy nagle obudziła mnie młoda, bo zaczęła wymiotować. I przydarzyło jej się to potem parę razy, także dziś rano miałam stertę aromatycznego prania do zrobienia.

Wirus jakiś czy co?

W każdym razie Krzysiek drugi raz pod rząd zaspał do pracy :P Więc wróci w nocy, a ja znowu na kilkanaście godzin zamieniam się w samotną matkę. Bywa.

Wczorajszy wieczór sobie tutaj opiszę krótko ku pamięci. Było już późno i musiałam całą trójcę położyć spać. Kazałam chłopcom poczytać sobie książeczki, a ja poszłam kąpać Elę, bo cała się wysmarowała serkiem homogenizowanym. Ela pluskała się radośnie w wannie pełnej piany, kiedy do łazienki wszedł Rafałek zaryczany, bo oblał sobie spodenki. Zwykle sam się przebiera, ale chyba był już zbyt zmęczony i po prostu przyszedł do mnie z wielkim rykiem. Na chwilę zostawiłam Elę (nasłuchując, czy dalej się pluska) i przebrałam młodemu spodenki. Wróciłam do Eli, która bawiła się dalej pianą. Nagle, kiedy zgarnęła wielką garść bąbelków zobaczyłam, że woda jest dziwnie brązowego koloru :P Dziewczynka korzystając z mojej krótkiej nieobecności porządnie zanieczyściła wannę :P I dobrze, że zorientowałam się tak szybko, bo pod tą pianą naprawdę nie było nic widać... Tak więc szybko wyciągnęłam młodą z wanny, przemyłam i wysuszyłam, no i zaczęłam ubierać w pokoju. W tym momencie wszedł Gabryś i oznajmił zdegustowany, że Rafałek właśnie pomalował w ich pokoju ściany czerwona farbą. W tym momencie miałam ochotę ziać ogniem. Faktycznie, farbki zostały na stole w kuchni po tym, jak chłopcy sobie malowali. No i tego dnia namalowałam w ich pokoju srebrną farba na ścianie kota, gwiazdy i anioła. Ale nie po to, żeby mnie średniak naśladował. Czerwoną farbą w dodatku... Poszłam do pokoju chłopców, stwierdziłam, że czerwonych śladów nie da się zmyć i spokojnie wróciłam do ubierania młodej. W pewnym momencie człowiekowi przepalają się bezpieczniki i potem już na wszystko reaguje spokojem :P Tyle dobrego, że zmęczeni poprzednią nocą, chłopcy zasnęli potem szybko i bez marudzenia. Ela też. A później przyszedł Krzysiek.

Czasem to naprawdę mam wrażenie, że gdyby nie silny instynkt pod tytułem "chcę mieć dziecko", jaki Bóg nam dał w prezencie, to nikt by się na posiadanie potomstwa nie zdecydował :) O wiele przyjemniej siedzieć sobie wieczorem z drugą połówką w ciszy (o sorry, cisza to ulubiony odgłos osób mających dzieci - tu miała być głośna muzyka!) i, przeżuwając coś smacznego, oglądać filmy albo grać w planszówki (to nasza ulubiona opcja ;)). Tyle że nie jest to oczywiście tak niebezpieczne i ciekawe. Kto posiada dzieci, ten wie, co to przygoda :P Ja na przykład zawsze chciałam być takim awanturnikiem na miarę Indiany Jonesa. I popatrzcie, udało mi się! :)

Ale żeby nie ociekać aż tak czarnym humorem, muszę też wspomnieć o czymś dobrym. Na przykład o tym, że wczoraj rano, kiedy się zastanawiałam, jak z takimi rozgrzanymi chłopakami pójdę do sklepu po chleb i ogólnie coś do jedzenia - nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Okazało się, że moja mama przyszła niezapowiedzianie, bo dostała od znajomej wiaderko pachnących poziomek. A przy okazji, jak to mama, przyniosła chleb i dużo dobrego jedzonka. I szczerze - nie miałam wątpliwości, że się moją mamą tak pięknie Bóg tego dnia posłużył. Choć ona pewnie o tym nie wie :) W każdym razie mimo wymięcia po ciężkiej nocy, mogliśmy się wczoraj delektować poziomkami po każdym posiłku. To chyba jeden z najpiękniejszych darów lata - małe, ciemnoczerwone owocki, które dosłownie rozsadza cudowny smak i aromat. Jak w czymś tak niewielkim zmieścić tyle dobrego? Maliny i truskawki są duże (i dobre) ale poziomkom mogłyby... hmm... korzonki czyścić (no bo nie buty :)). Do poziomek zrobiłam polewę ze śmietanki, mleka i cukru i... byłam w Niebie ;) Normalnie o poziomkach mam takie zdanie, jak osiołek ze Shreka o kremówkach...

Czytam sobie zbiór tekstów Wyszyńskiego W obronie życia nienarodzonych. Tak na chybił-trafił otwieram i czytam. Niesamowite jest to, że jeszcze przed moim narodzeniem mówił dokładnie to, co mógłby powiedzieć dziś. Nawet nie wiedziałam, że ta batalia o życie małych dzieci to nie jest tylko problem naszych czasów. Ale już w XX wieku aborcja z wielu względów wydawała się wielu dobrym pomysłem. No dobra, to wiedziałam, ale nie sądziłam, że AŻ TAK. I że tak samo, jak dziś chce się wmówić wszystkim, że to prawo kobiety do własnego brzucha, że to dziecko to tylko zlepek komórek itede - takie same bzdety, tylko na miarę tamtych czasów, powtarzali różni "mądrale". Koszmar... Aż mi się zimno robi, kiedy pomyślę o tych wszystkich małych dzieciach, które zginęły, bo miały "światłych i postępowych" rodziców. Albo po prostu bardzo biednych. To gorzej niż Auschwitz - i trwa cały czas.

Tam, gdzie chodzi o obronę życia nienarodzonych, nie trzeba odwoływać się do problemu wiary czy niewiary. Wystarczy być człowiekiem. Jakim prawem człowiek, broniąc własnego życia, wydaje wyroki na innych?

5 komentarzy:

  1. Ostatnio znajomi nas zapytali kiedy ostatnio graliśmy w Heroes. Taka gra RPG na komputer. Na naszą odpowiedź, że przed erą Krzysia odpowiedzieli, że to wasze małżeństwo nie ma sensu. A żart się wziął stąd, że jak byliśmy narzeczeństwem bardzo wkurzały nas pytania: A czemu bierzecie ślub. I tak wymyśliliśmy odpowiedź: żeby móc razem zamieszkać, stworzyć sieć i przez sieć grać w Heroes :) Zagrałabym sobie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieci są cudowne i są darem ale czasem każdy ma dość. Ty jesteś na prawdę cierpliwą mamą! Ja na widok pomalowanych ścian i kupy w wannie dostałabym szalu chyba :D ale może i racja, że wszystko przede mną i przywyknę :D
    Słodkie te Twoje dzieciaki! :) musicie się kurować, bo nadchodzą cieple dni! :) pozdrawiam! Ola. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Musisz mi wybaczyć, ale czytając opis Twojego wieczora popłakałam się ze śmiechu :D
    Dzieci są czadowe, my duzi - którzy w dużej mierze zapomnieliśmy jak to jest być dzieckiem możemy się naprawdę wiele od nich nauczyć. Ja sobie nie wyobrażam życia bez Młodego! :-)

    Tekst Wyszyńskiego bardzo trafny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozbawił mnie opis Twojego wieczoru, choć wiem, wiem i wyobrażam sobie jak musiałas kipiec, też w takich sytuacjach kipię i i mam ochotę gryźć, choć tak jak piszesz, przychodzi w końcu taki moment, ze nie mówi się już nic, przyjmuje się każdy taki nagły wybryk za wybrykiem z prawie stoickim spokojem i po prostu zaciska zęby :) Ach życie :)


    A jeśli chodzi o aborcję - zgadzam się z ostatmi zdaniem/cytatem w 100%..

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak często tak jest jak się wali to się wali wszystko dokładnie czasami po prostu nie ma siły czlowiek się złościc na dzieci

    OdpowiedzUsuń