sobota, 27 grudnia 2014

Niech święta trwają :)


Święta w tym roku inne niż zwykle... Brakowało mi świątecznych przygotowań, brakowało domowej atmosfery. Brakowało kolęd i takiego poczucia, że jestem na swoim miejscu.

W Wigilię weszliśmy z biegu... Rano pakowanie jeszcze i załatwianie spraw, potem podróż, po której rozbolała mnie głowa i było mi po prostu niedobrze. Kiedy przyszedł wieczór, nie miałam ochoty nic już jeść i niczym się cieszyć.

Pewnie było tak w dużej mierze dlatego, że wizyta w domu rodziców Krzyśka zawsze mnie stresuje. I chociaż obie strony się starają, żeby było dobrze, to zwykle wychodzi na wierzch nasze niedopasowanie. Pozostaje dziękować Bogu, że mieszkamy osobno.

No i dzieci niestety w trójkę zasmarkane i kaszlące, co jakoś mnie dobiło, bo ileż można... Boję się o nie, chciałabym, żeby były już zdrowe. I żebyśmy mogli wyjść razem na spacer, a nie kisić się w domu.

W zasadzie podczas tych kilku dni były dwa takie momenty, kiedy do mnie dotarło, że są święta. Pierwszy - kiedy poszliśmy wreszcie na eucharystię do tutejszego kościoła, rozświetlonego lampkami na choinkach. Jednak widok szopki i śpiewane kolędy zrobiły swoje. A drugi moment był wtedy, kiedy przez przypadek zaczęłam oglądać film, z którego zdjęcie zamieściłam powyżej. Jakiś taki piękny był i prawdziwy, obejrzałam do końca.

I może własnie dzięki temu filmowi zrozumiałam, jak bardzo Boże Narodzenie jest wtedy, kiedy nam coś nie pasuje. Kiedy się czujemy nie na swoim miejscu i plany runęły. Jak bardzo własnie w momencie, gdy jesteśmy wyrwani z domowego (swojego) ciepełka, może do nas mówić Bóg. I jak jest dobrze przebywać wtedy w towarzystwie ludzi, za którymi się (delikatnie rzecz biorąc) nie przepada. Bo trudno się wtedy okłamywać, że się jest  "w gruncie rzeczy dobrym i porządnym człowiekiem". Serce widać jak na dłoni. Wszystkie iluzje pryskają jak bańki mydlane. Nie ma już lampek i świątecznych świecidełek, a zostaje tylko chropowate i zimne drewno żłobu.

Także mogę powiedzieć, że dla mnie było to bardzo udane Boże Narodzenie.

Tuż przed tym słuchałam internetowych rekolekcji adwentowych "Plaster Miodu". I mimo że adwent się skończył, to jednak polecam przesłuchać szczególnie jeden odcinek. Tak jak pozostałe - jest nadal aktualny. Zwłaszcza teraz.

Niech te święta trwają dalej... Chyba nic mnie bardziej nie mierzi, niż stwierdzenie "już po świętach" w momencie, kiedy dopiero się zaczynają. To, że karpik zjedzony, nie oznacza, że Bóg przestał działać ;)

5 komentarzy:

  1. ja też nie byłam na swoim miejscu szczególnie w wigilie u mnie wszystko za szybko się potoczyło jak błyskawica do tego znów gardło obolałe dopiero w 1 dzień swiąt wszystko minęło Zdrowiejcie kochani buziaki dla Was dobry plaster miodu....

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie długo Maluchy chorują, ale u Was to chyba takie nieustanne "podaj dalej"- jedno wyzdrowieje, to zaraz drugie złapie. Rozumie, że się martwisz, i pewnie jesteś też tym już troszkę zmęczona.
    To dobrze, że uważasz te Święta za udane. Ważne mieć takie poczucie. A to tradycyjne już stwierdzenie "już po Świętach" odbieram jako odnoszące się do wszystkiego, poza "boską sferą"- raczej koniec gotowania/szykowania itd :) Nawet wczoraj na mszy, w mojej dawnej parafii, ksiądz tak samo skwitował fakt, że już 19-ta 27grudnia :)
    Pozdrawiam i zdrówka, zdrówka Wam wszystkim życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z Tobą, że Święta dopiero się zaczynają, ale nie da się ukryć, że standardowe "już po Świętach" dochodzi do nas z każdej strony, nawet z Kościoła.
    Wynika to w głównej mierze z tego, że ludzie celebrują tylko kilka tych grudniowych dni, do reszty nie przywiązując wagi, lub po prostu nie zdają sobie z tego sprawy, że wszystko jeszcze trwa.
    Pięknie napisałaś o tym u mnie i podpisuję się pod tym jedną i drugą ręką.
    Co do chorób doskonale rozumiem Twój niepokój. Ja za każdym razem drżę, kiedy u Małej pojawia się katar, kaszel czy chrypka.
    Oby nasze Maluchy szybko wyrosły z tych paskudnych choróbsk!
    Wszystkiego dobrego Kochani :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyli święta udane :) zdrówka dla dzieciaków, bo to najważniejsze...

    OdpowiedzUsuń
  5. Życzę Wam dużo zdrówka!! Masz rację jeśli chodzi i Święta. Nie sposób się nie zgodzić :)) Mam bardzo podobne odczucia. Dzawsze Święta docierały na pasterce, kiedy na koniec już sam, w Kościele gasną wszystkie światła, palą się tylko świecie przy ołtarzu a na chórze panowie na trąbkach donośnie grają CICHA NOC. Tak, zawsze mam ciary, zawsze zbiera mi sie na płaczki i zawsze to był ten moment, kiedy docierał do mnie bardzo mocno.

    OdpowiedzUsuń