wtorek, 30 grudnia 2014

Koniec roku... czyli o mojej gromadce.

... a u nas wreszcie zima :) Odkąd wróciliśmy do domu, jest biało. Na Śląsku w święta też padało, ale tak jakby ktoś cukrem pudrem poprószył. A tutaj - grube warstwy bitej śmietany. Na dachach, drzewach. Wszędzie biało. W dodatku biel dziś czysta i świeża jak mleko, bo przez całą noc padało. Aż przyjemnie było zasypiać, mając za oknem światełka błyszczące w okolicznych ogródkach i wirujące płatki  (niekiedy przypominające raczej kawałki waty). Wreszcie koniec z szarością, wreszcie mamy cudowny zimowy krajobraz. Drzewka przed domem znowu wyglądają pięknie, a nie jak suche badyle. I świerk jaki dostojny. A teraz wyszło słońce i wszystko jest takie... świetliste. Kryształowe. W ogóle fajny ten rok, co chwilę jest jasno. Pamiętam taką zimę parę lat temu, kiedy przez parę miesięcy było ciemno i pochmurno - ciężko to było przetrwać.

To pewnie ostatnia notka w tym roku, więc wypadałoby napisać, co u nas.

U nas dalej chorobowo. Ale mam nadzieję, że w końcu mróz wybije wszystkie zarazki i staniemy na nogi :P Wczoraj byłam u lekarza z całą trójką, młodsi dostali antybiotyk. Noc była trochę trudna, bo wieczorem Ela i Gabryś gorączkowali. Kaszlą wszyscy i stanowią cudowny Tercet Egzotyczny...

Tak sobie myślę... że to był dobry rok :) Zwłaszcza, że dołączyła do nas nasza mała gwiazdka. Przecież dopiero co był grudzień 2013 i straszyli nas, że dzieciątko jest chore, że coś z główką jest nie tak... Tak niedawno to było. A kwiecień też pamiętam jakby to było wczoraj - te ostatnie badania i dzień, kiedy mała się urodziła. I kiedy okazała się ślicznym, zdrowym dzieciaczkiem (zresztą nawet gdyby była chora - przecież kochalibyśmy ją tak samo. Dlaczego lekarzom wydaje się, że choroba to koniec świata?).

Teraz Elusia jest dużą panienką. Ma osiem i pół miesiąca, a także dwa zęby :) Po długim etapie raczkowania na boki i do tyłu, nauczyła się wreszcie poruszać do przodu i teraz śmiga po pokoju niczym rozjuszony terier. Póki co średnio lubi jeść coś poza mleczkiem mamy, także warzywa, owoce i kaszki traktuje raczej jako przystawkę. Kiedy się ją woła, odwraca głowę i unosi pytająco brwi ^^ Na nasze zagadywania odpowiada "tatatatatata! mamamamama!" i... takie tam. Chyba będzie szybko mówiła, tak jak najstarszy brat. Nie wiem, ile waży i jaka jest duża, bo dawno nie byliśmy na kontroli (zresztą w naszej przychodni teraz "zdrowa strona" zamknięta, bo tyle dzieci chorych, że wszystkie dyżury przeniesione na "chorą"). Ale duża jest i wchodzi już w ubranka z siódemką z przodu (ok. 74 rozmiarówki). No i już jakiś czas temu skończyły się jej problemy ze zrobieniem kupki, teraz jest już normalnie. Także rozwija się super i mam ochotę ja pokazać tym niedowiarkom z oddziału ginekologii.

Pozostałą dwójkę też mam ochotę pokazać, bo też na początku swego życia (czyli w pierwszym miesiącu, później już nie) chłopcy - z różnych przyczyn - byli traktowani jak chore dzieci. Ale to już dawno za nami i zostało tylko w moich wspomnieniach. Zresztą śmiesznie jest pamiętać, że te duże rozrabiaki były kiedyś takimi małymi noworodkami, ważącymi ledwie 2,5 kg.

O chłopcach mogłabym pisać dużo... Ale tak to właśnie jest, że własnie wtedy trudno jakoś to ująć :) Rosną, bawią się, biją się, lubią budować z klocków i malować (tu Gabryś dzięki przedszkolu wyraźnie skoczył do przodu i rysuje naprawdę piękne rzeczy). Rozmawiają ze sobą, co nieraz doprowadza mnie do ataku śmiechu :D Dziś, kiedy karmiłam Elę, słyszałam szepty dwóch budowniczych z drugiego pokoju: "Ja będę kopał tunel z tej strony, a ty z drugiej. Jeśli się spotkamy, to znaczy, że zbudowaliśmy namiot!" - to Gabryś, swoim tonem myśliciela. A zaraz potem słodki głosik Rafałka: "Taaak! Tulen bydujemy! Bedzie ładny namiot!". Jak podkreślają, to że się biją nie znaczy, że się nie lubią ("My się lubimy!" "Taaaak! My się lubimy baldzo! Ja lubie Plaplysia!"). No i dalej są wobec Eli opiekuńczymi (i szarmanckimi - "Bo dziewczyny maja pierwszeństwo, mamo. Tak pani w przedszkolu mówiła.") starszymi braćmi. 

Rafałek najbardziej lubi ratować kogoś lub być ratowany ("Mamusiu, latunku, pomocy! Pomóz mi ploseee!!!"). A Gabryś lubi rozkazywać (co potrafi być dużym minusem, ale pierworodni tak już mają...) i dowodzić swoją małą armią ("Mamooo! Kazałem Rafałkowi budować zamek, a on nie chce! Niech on buduje!"). Czasem są naprawdę nieznośni i mam ochotę ich wyrzucić przez okno, przyznaję. Gabryś przynosi teraz z przedszkola - oprócz dobrych rzeczy - różne głupiutkie zachowania i tekściki czterolatka, które od razu podchwytuje Rafałek. Teraz na przykład wszystko jest "głupie". Nie wiadomo, co to znaczy, ale jest głupie i już :P ("Gupia mamusia!" "Rafałku, tak nie wolno mówić! Co się mówi?" "...plose! Dziekuje!!!" - no nie o to mi chodziło, ale zawsze coś ;)). No i robią różne dziwne rzeczy, zwykle kończące się mega bałaganem (na przykład przed chwilą przyszedł do mnie Rafałek z buzią zalaną mlekiem - "Buzie mam bludną i ucho tez"). I nie chcą sprzątać (zwłaszcza młodszy, starszego łatwiej zachęcić do współpracy).

Lubią bawić się w rycerzy i piratów. Walczyć ze smokami. Budować maszyny i statki. Robić długie pociągi z mnóstwem wagoników. Skakać z wysokich mebli. Bawić się w kapitana statku i bosmana, walczących ze sztormem. I  generalnie zachowywać się tak, że zwolennicy gender zemdleliby na sam widok :P

Dobra, będę kończyć, bo czas na obiad. Miało być jakieś podsumowanie tego roku... I w sumie jest. Bo najłatwiej określić mi teraz miniony czas i jego owoce, kiedy patrzę na dzieci. Po nas tak nie widać zmian,  a one - na razie - z roku na rok są zupełnie inne.

Wszystkiego dobrego w nadchodzącym roku :) Oby był szczęśliwy! Jak dzieci, oglądające po raz enty ten sam filmik z kolędą (to ich ulubiona):

13 komentarzy:

  1. U nas również w końcu jest biało! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas nieśmiało sypie, ale do leżącego śniegu, to jednak chyba daleko. To prawda, ja też patrząc na dziewczyny, mogę powiedzieć jaki to był rok. Jakoś tak wszystko się opiera teraz na dzieciach- nawet takie podsumowania.

    Co do lekarzy, to myślę sobie, że to chyba nie do końca tak, że w chorobie widzą koniec świata, ale oni- z racji zawodu, na pewno widzieli więcej niż my. I wiedzą, że czasem choroba zmienia jednak życie całej rodziny. Tu nie chodzi chyba o to, czy dziecko kocha się mniej, czy bardziej. Tyle, że jak się ma już dziecko/dzieci, a z kolejnym trzeba jeździć po lekarzach, konsultować, rehabilitować, to jednak jest to duża rewolucja w życiu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, chciałabym, żeby tak było, jak piszesz o lekarzach. I kilku takich normalnych oczywiście spotkałam. Niestety większość obchodziło tylko to, czy pod ich "opieką" urodzi się chore dziecko i jak tego uniknąć. Oczywiście najlepiej byłoby usunąć dziecko, wtedy kłopot z głowy. Brzmi to strasznie, ale tak było...
      A z chorym dzieckiem wiadomo, roboty i zmartwień więcej, ale znam rodziny, gdzie przyjście na świat chorego dziecka to nie koniec świata... I że takie dzieci potrafią być naprawdę darem dla rodziców i zdrowego rodzeństwa, bo zmieniają patrzenie na to, co ważne.
      Kiedy byłam w szpitalu ze świeżo urodzoną Elą, była ze mną w pokoju dziewczyna. Urodziła czwarte, zdrowe dziecko. Ale jak sama stwierdziła, to nie jest najważniejsze. Jej trzecie dziecko to karzełek. Kochają je tak samo (a może nawet bardziej?), jak pozostałe, zdrowe dzieci. Naprawdę niesamowicie było jej słuchać i widzieć miłość do tego dziecka :)

      Usuń
    2. Wiesz, to co napisałam, opiera się raczej na moim radosnym "wydaje mi się, że tak jest/powinno być". Myślę, że Ty masz jednak większe doświadczenie, i faktycznie, to co piszesz o podejściu lekarzy jest straszne.
      Nie mniej jednak, tu się zgodzę, że chore dzieci to nie tylko nie koniec świata, ale czasem- prawdziwy dar dla całych rodzin. I to jest piękne. Bo przecież te dzieci tak samo łakną naszej miłości, troski, zapatrzenia w Nie.

      Kochani! Życzę Wam w tym Nowym Roku przede wszystkim zdrowia i budowania pięknych, życzliwych relacji, i żeby wszystkie plany i marzenia się ziściły :*

      Usuń
  3. Jest w Tobie tyle miłości, ciepła i dobroci. Uzależniłam się ;))
    Ja ze Śląska, więc sama wiesz, ile śniegu. No dobra, jakiego śniegu, więcej mam w zamrażarce :))
    Wszystkiego dobrego w Nowym Roku :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Wzajemnie, wszystkiego dobrego od naszej piątki dla Waszej piątki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystkiego najwspanialszego Kochana dla całej Waszej Rodzinki! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Dużo zdrówka i mnóstwa powodów do radości w Nowym Roku!

    OdpowiedzUsuń
  7. Aleś się rozpisała tutaj - szczegółowo i obbrazowo. Radość bije z każdego słowa ^^ W Sączu też zaczęło tak porządnie śnieżyć, ale dopiero PO Świętach :D W tym roku to akurat to akurat dobre, bo umożliwiło spełnienie się Wielkiego Czegoś ;)))

    Dziękuję Ci bardzo za pamięć, życzenia i karteczkę :*

    Całą Twoją notkę można by podsumować paroma słowami - zdrowa, szczęśliwa, wesoła, kochana i kochająca się nawzajem Rodzinka :-)

    Noworoczne uściski dla Ciebie, Krzyśka i Waszych trzech Gwiazd :)

    Zapraszam do siebie...

    OdpowiedzUsuń
  8. najlepszego kochana :* cudowne podsumowanie :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Życzę całej Twojej Rodzince duuuużo zdrowia na ten Nowy Rok. Mam tylko jedną Małą dwulatkę i jak choruje to jest armagedon, co dopiero przy trójce na antybiotyku! Jesteś moją bohaterką :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Jaką radość czuć w Twoim pisaniu, miło, naprawdę miło czyta się Twoje słowa :)

    Życzę Tobie na ten Nowy Rok wszystkiego najmilszego, radosnego, spełnienia marzeń i wielu cudownych dni, nie tylko do opisywania! :)

    OdpowiedzUsuń