środa, 11 czerwca 2014

Po mocnym weekendzie.

Piękne dni za nami, pełne emocji. Na odpoczynek nie było czasu, ale i tak nabraliśmy sił. Mam nadzieję, że starczą nam na długo...

Sobota to była istna gonitwa i sajgon. Od rana ze wszystkim byliśmy spóźńieni i w ostatniej chwili jechałam najpierw po prezenty dla naszego jubilata, a potem jeszcze dokupić jedzenie na imprezę. Także na nocne czuwanie (Zesłanie Ducha Świętego) przyjechałam zmęczona, zestresowana, z niezłym bólem głowy.

Na szczęście zaraz na początku usłyszałam czytanie o wieży Babel i pomieszaniu języków. Zawsze mi się to wydawało takie smutne i odległe, nagle zobaczyłam jak na dłoni, jak bardzo dotyczy to mojego życia. Jak próbuję za wszelką cenę ten Babel uskutecznić. Jak staram się budować swoje życie, być idealną żoną i mamą, mieć porządek, grzeczne dzieci, idealne małżeństwo... I  żeby to wszystko była moja zasługa. Dotarło do mnie, że wtedy  Bóg nie byłby mi do niczego potrzebny. Wszystko zawdzięczałabym sobie, byłabym zadowolona z siebie, na innych patrząca z góry i... kompletnie nieszczęśliwa. A tak, zabiegana i z wiecznym bałaganem - bardzo Boga potrzebuję, dostaję od niego więcej, niżbym mogła prosić, i tak, jestem bardzo szczęśliwa. Te myśli to był pierwszy prezent tego wieczoru. I pokój w sercu po całodziennej bieganinie.

A potem było po prostu pięknie. Jeszcze nigdy Zesłanie Ducha Świętego nie było dla mnie tak wzruszające. Moment, kiedy Elusia została nowym człowiekiem, kiedy otworzyły się dla niej bramy życia wiecznego... Zawsze przypomina mi się wtedy początek "Króla Lwa", kiedy Simba na skale jest przedstawiany poddanym, a w tle gra poruszająca muzyka. Tu jest coś podobnego, tylko jeszcze bardziej niesamowitego i nieuchwytnego... W dodatku chłopcy dotrwali do północy i podczas chrztu siostry stali obok chrzcielnicy i patrzyli. Teraz dzięki temu dużo rozmawiamy o znaczeniu chrztu, o chrzestnych itp.

Wróciliśmy do domu zmęczeni ale rozradowani. Był środek nocy, a ja z wrażenia nie mogłam zasnąć. Robiło się już jasno i ptaki śpiewały, kiedy usnęłam.  A kiedy wstałam o tej 10, zabrałam się za ogarnianie domu przed imprezą urodzinkową Gabrysia :)

Urodziny wypadły super, przyszło dużo bliskich nam ludzi. Był torcik w kształcie ciuchci (a co, Rafałek miał, to Gabryś też chciał), baloniki, dobre jedzenie i dużo prezentów. Mnie takie imprezy zawsze stresują, bo dużo rzeczy może nie wyjść, a człowiek chciałby dla dziecka jak najlepiej... Ale wszystko było ok i Gabryś zadowolony, a to jest najważniejsze :) Teraz odliczają z Rafałkiem, kiedy będą mieć następne urodziny, hehe.

Nowy tydzień zaczęliśmy z radością w sercu i wdzięczni Bogu za to wszystko, co nam daje. Oczywiście w takich momentach zawsze pojawia się walka... Dziś najpierw wstrząsnęła mną wiadomość o śmierci dzieciaczka zostawionego w samochodzie... Potem wieczorem dowiedzieliśmy się,  że wczoraj dziecko znajomych o mało nie wpadło pod samochód. I że nasza znajoma być może po raz drugi straci dziecko na początku ciąży. Ciężko mi teraz z tym wszystkim i pojawia się strach też o własne dzieci... Ale jest nadzieja. I Bóg, który prowadzi mocną ręką, choć czasem trudno to dostrzec...

9 komentarzy:

  1. urodziny Gabrysia były super!!! I nawet Rafał (nie lubiący spędów na kinder balach) by,l zadowolony i stwierdził że nie dość że było fajnie i mu się podobało to jeszcze cieszyłsię ze spotkania z Wami! Więc i ja zadowolona jestem , i chyba po ostatnich zawirowaniach dobrze nam to zrobiło. PS na nk wysłałam Ci linka i zapomniałam dać znać....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięks za linka :))
      I cieszę się bardzo, że się podobało :D Dzięki, że byliście :*

      Usuń
  2. Pięknie interpretujesz Pismo Święte, bardzo lubię o tym czytać.

    OdpowiedzUsuń
  3. To mieliście bardzo pracowite dni :)... Teraz to co się dzieje na świecie stwarza gęstą skórkę na każdą nietypową sytuacje w naszych rodzinach...

    OdpowiedzUsuń
  4. A widzisz.... miałam wstęp do pierwszego :) i to samo myślałam. O naszej pysze.. sięganie po coś co nie jest naszym udziałem. Patrz... może to NEO mi jednak potrzebne :P Brawo kochana... pieknie wygladasz - cudnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi poprawiłaś mi humor, bo odkąd mi mąż powiedział, że jeszcze mi brzuch po ciąży sterczy, to mam kompleksy :P

      Usuń
  5. Jak czytałam wiadomości o tej dziewczynce w aucie to ryczałam. Ludzka bezmyślność nie zna granic.
    Ja swojego Mateusza też chrzciłam w Dzień Zesłania Ducha Świętego, choć chyba bardziej przez przypadek wybrałam ten dzień. Pięknie piszesz o tym dniu, o czytaniu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ideałów nie ma Kochana...można tylko do nich dążyć. Starać się. A tak jak Ty się starasz, nie stara się chyba nikt... Starasz się i popatrz jak cudownie Ci wszystko wychodzi :)

    Ideałów nie ma, ale wystarczy że chcesz, że marzysz, że się starasz...i wszystko układa się jakoś samo... A właściwie niezupełnie samo, bo Pan działa za kulisami... :)

    OdpowiedzUsuń