i twoja dłoń na mojej szyi
- po wielkim niebie
chodzi słońce -
zwabione
barwą twoich źrenic
odgina powieki
i wilgoć pije
a potem
ziemia jest sucha i brunatna
błądzą po niej
złote cętki światła
palce twoje
odchylające w dół
moją szyję
...
Piątkowy wieczór, dobrnęłam do końca po kolejnych galopujących godzinach. I co? Spędzam go z Poświatowską, komputerem i czerwonym lakierem do paznokci. Mąż zmęczony po pracy odpłynął. Bywa.
Ja staram się uspokoić i wyciszyć, co ostatnio przychodzi mi z trudem. Nawet nie zdaję sobie sprawy w ciągu dnia, jak wiele daję z siebie dzieciom. I jak bardzo się boję o malutką, żeby jej się krzywda nie stała. Dopiero wieczorem ciepła kąpiel próbuje rozsupłać mój obolały z nerwów żółądek. Dziś susząc sobie włosy uświadomiłam sobie, jak wiele mam z taty - on też po nerwowym dniu w pracy zaszywał się w łazience. I ból brzucha leczył gorącem płynącym z suszarki.
Whatever, jutro ślub i wesele mojej przyjaciółki. Chłopaki idą do dziadków, a my - wzruszać się i dobrze bawić. Z Elusią, ofkors.
Także paznokcie pomalowane, kiecka
wyszykowana, buty kupione (trzy pary szpilek upolowałam w Deichmannie na
promocji, a co!). Tylko peelingu kokosowego mi się nie udało zrobić, bo
mała się obudziła kiedy Krzysiek usypiał chłopaków i szybko z łazienki
musiałam wylatywać :P Ale z tego jestem dumna - że mając trójkę dzieci
umiem czuć się jak kobieta, a nie zarobiona Matka Polka. I że dalej
przypominam raczej czarownicę, a nie kurę domową. Szkoda tylko, że
jeszcze nie udało mi się zrzucić zbędnej oponki na brzuchu. Ale jak mam
do wyboru: zadręczać się dietą lub cieszyć się życiem jedząc coś dobrego
- to jednak wybieram to drugie. Może brzuch weźmie i schudnie sam,
czemu mam mu pomagać? I bez tego mam dużo na głowie ;)
Chłopaki zbójują na całego. Zwłaszcza, kiedy cały dzień pada. Wtedy zamiast wyładować się na podwórku, robią huragan w domu. Ale choć nieraz brakuje mi cierpliwości, to cieszę się. Bo wielu rodziców chorych dzieci wiele by dało za ten sajgon i możliwość nieustannego sprzątania. I za widok dwóch zdrowych byczków, którzy to urządzają wyścigi po domu, to budują rakietę z klocków, oglądają razem kolejną książkę albo bawią się w rycerzy walczących ze smokiem (wrzeszcząc przy tym wniebogłosy). Codziennie wyprowadzają mnie z równowagi... Ale też każdego dnia urzekają czymś i zaskakują. Na przykład na Dzień Matki kupili mi (przy pomocy dziadków, ale inicjatywa ich) czekoladowe serduszko i nazbierali kwiatków w ogródku. Rafałek mnie wyściskał swoimi łapkami niedźwiadka. A Gabryś podkreślał cały dzień, że to moje święto i bardzo to przeżywał.
Ela rośnie... Oczywiście mam już pierwsze zmartwienie z nią związane, a mianowicie problemy z robieniem kupki. U chłopaków tego nie było, także nowość... Masuję brzuszek, podginam nóżki i nic. Ale COŚ ciekawego zawsze musi być, zebym wiedziała, że dziecko mam :P Poza tym zonkiem jest ewidentne, że wszyscy jesteśmy w niej zakochani. Mam nadzieję, że jej nie rozpieścimy ;) W każdym razie już trochę minęło od porodu, a ja dalej mogłabym się patrzeć na nią bez końca. I widzieć w jej ciemnoniebieskich oczkach skrawek Nieba. Głaskać jej czarne miękkie włoski. Wdychać jej zapach. Całować stópki. Ech :)
Już prawie 23... Powinnam zaprzyjaźnić się z poduszką, ale jakoś nie chce mi się spać. Nie, nie dlatego, że się wysypiam :) Ale jakoś wolę posłuchać ciszy i własnych myśli. I ratować się kawą rano. Taki czas tylko dla mnie zdarza się ostatnio rzadko. W sumie to dobrze. Bo najpiękniejsze w tej wyjątkowej ciszy jest to, że delikatnie przerywają ją oddechy czterech najdroższych mi osób. I choć jestem zmęczona, to jest oczywiste, że tylko dzięki nim ten wieczór ma urok. A ja pokój w sercu.
Nasza królewna rośnie... |
...pod czujnym okiem ochroniarzy. |
Jest śliczna!
OdpowiedzUsuńSprawdź maila :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Justyna
I ja wyznaję podobną zasadę co do mojego brzucha- niestety, muszę stwierdzić, że po 19miesiącach od porodu, nadal skubany jest, jak w 4/5miesiącu... Ale ja zdecydowanie również wybieram przyjemność jedzenia, a nie katowanie się dietą :)
OdpowiedzUsuńSłodkie te Wasze Bąble, oj słodkie!
Udanej zabawy!
Mała księżniczka :)... Ja mam czas dla siebie już od 21 ale często się zdarza, że lecę prosto na pysk...
OdpowiedzUsuńmasz w sobie wiele życiowej mądrości. wspaniale się czyta twoje wpisy.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię czytac, dostaję spośród Twoich liter takiego kopa i motywację.
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita :)
A Maluchy masz do schrupania :)
No zaszalałaś z tymi szpilkami, pewnie już jedne zdzierasz na parkiecie :)
OdpowiedzUsuńJa też bardzo lubię spokój wieczoru kiedy dzieci już śpią a mi szkoda zasypiać, bo to taki cudowny czas na wyciszenie, poczytanie, przemyślenia i rozmowy.
Super Ci ochroniarze Twoi i Księżniczka:)
OdpowiedzUsuńAniołeczek :)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńChciałam jeszcze wtrącić dwa słowa o brzuszku i kupce (a raczej braku). U nas Asiulka potrafiła mieć "przestoje" w tej kwestii nawet i sześciodniowe, byłam zadziwiona bo wydawało mi się to niemożliwe przy karmieniu piersią.
OdpowiedzUsuńU Starszych takich akcji nie pamiętam, może dopiero trzecie dzieci tak mają? ;)
Pozdrawiam serdecznie i też podziwiam: Ciebie za całokształt, dzieciaki - no do schrupania wszystkie są:)
:)
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię, naprawdę! :)
OdpowiedzUsuń