wtorek, 12 listopada 2013

O czekaniu i co słychać w naszym domku.

Na suwaczku mam napisane, żebym zwracała uwagę na swoje emocje, bo wpływają na Maleństwo. Tiaaa. A ja oczywiście już się denerwuję - bo w czwartek mam badanie kontrolne i już się schizuję, czy z dzieckiem wszystko ok. Zawsze tak miałam i już w pierwszej ciąży nazwałam to syndromem napięcia przedbadaniowego :P

Byłabym spokojniejsza, gdyby dziecko było już większe i kopniakami dawało znać o sobie - że żyje i ma się dobrze. A tak to jednak gdzieś mam niepokój, co tam u niego słychać. Ruchy pewnie niedługo poczuję, już mam czasem wrażenie, że coś tam się dzieje. Jakby motylki latały. Ale nigdy nie mam pewności, czy to na pewno dziecko, a nie jakieś bulgotanie w brzuchu. Ech, nie mogę się doczekać, kiedy w końcu Maleństwo się urodzi. Coraz częściej myślę o tym, jak to będzie, jak będziemy jechać do szpitala, jak będziemy z niego wracać już razem... 

Nie lubię być w ciąży, naprawdę. Ciągłe napięcie, różne niedogodności, od mdłości na początku po obolały kręgosłup na końcu. Można zapytać, czemu w takim razie jestem już w trzeciej, zamiast dać sobie spokój. No więc ciąży nie lubię, ale dzieci owszem :) Dzień narodzin jest dla mnie czymś najpiękniejszym i nie mogę się doczekać kolejnego razu, odpakowania tego wyczekanego prezentu. Pierwszego dotyku, spojrzenia. Karmienia, przewijania, ubierania. Widoku małych ciuszków w szafie i kolorowego łóżeczka w sypialni... Can't wait...

Póki co kiedy patrzę w lustro, to już nie mogę się oszukiwać. Widać, że jestem w ciąży. Kształtem zaczynam przypominać boginię z epoki kamienia łupanego (taką szerszą w biodrach i powyżej, mogącą wykarmić pół plemienia :P). Boginię, żeby nie było ^^ Trza szukać pozytywów (choć znajomi i tak mówią, że tylko patrząc z boku widać zmianę kształtów, z tyłu jakbym nie była w ciąży :)). Dobrze, że mam pewność, że już na wiosnę będę znowu szczupła i zwiewna. I  nie będę mieć problemów z pochylaniem się...

Cóż, po raz trzeci adwent zaczął mi się trochę wcześniej. Trudno nie myśleć w takich okolicznościach o narodzeniu w stajence... Jak dobrze pójdzie, to Wielki Post też będzie szczególny. Ja to się zawsze wstrzelę w kalendarz liturgiczny :P

Oprócz tego powoli idziemy do przodu z malowaniem i ogarnianiem mieszkania. Co też mnie cieszy, bo raz że już bym chciała przygotować gniazdko dla trzeciaczka, dwa że z chłopakami przez najbliższe parę miesięcy większość czasu spędzimy w środku. A widok mega bałaganu (w odróżnieniu od artystycznego nieładu) działa na mnie równie depresyjnie jak brak światła. Także przed nami jeszcze odnawianie kuchni i pokoju chłopców. I będzie piknie.

Za nami długi weekend. W sobotę chłopcy byli z dziadkami nad Wisłą karmić łabędzie, potem na Wawelu (Gabryś wspiął się z dziadkiem na wieżę i zobaczył Dzwon Zygmunta), a potem na gorącej czekoladzie w Bonarce. A myśmy mieli dzień wolny (czyli sprzątaliśmy chałupę). W niedzielę byliśmy w Zoo zobaczyć nowe żyrafy i całą resztę ;) I było super, a chłopaki znają chyba Zoo już na pamięć. Gabryś mnie prowadził i mówił gdzie co jest, a Rafałek też cały czas pokazywał paluszkiem na zwierzątka. Nigdy jeszcze nie byłam tam o tej porze roku, kiedy czuć już zimę w powietrzu. O dziwo jest co oglądać, a las listopadowy też ma swój urok... A wczoraj odpoczywaliśmy w domu, piekliśmy ciasto i generalnie - dogadzaliśmy sobie :)

Czekamy... Na święta, na Mikołaja, na wiosnę... Czekamy i cieszymy się chwilą. Chłopaki dorwali się właśnie do miodu i się kleją niczym Kubuś Puchatek. Trzeba iść umyć towarzystwo.

Piękna piosenka na koniec. Znowu mnie wzięło na Enyę. I cykl o Enderze, już czwarty tom czytam. Żeby nie było, że tylko sprzątam i zmywam ;)

13 komentarzy:

  1. "mówią, że tylko patrząc z boku widać zmianę kształtów, z tyłu jakbym nie była w ciąży :)). " - wymiękłam :D !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. No z tym nielubieniem ciąży to mnie zasoczyłaś, bo zazwyczaj czytam że dziewczyny rozplywają się w zachwytach ( chyba, że muszą leżeć). No, ale czym jest ciąża w porównaniu do wzięcia w ramiona maleńkiego nowego człowieczka. Obserwowanie jegio pierwszych chwil, spojrzeń, uśmiechów, kroków. To cud, w którym bierzemy udział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi no ja się zawsze dziwię, kiedy ktoś mi zazdrości ciąży :) Jak tylko urodzę i widzę kobietę z brzuszkiem, to sobie myślę "O rany, jak dobrze że ja już po..." No nie lubię tego czasu, jest to dla mnie mordęga. Potem oczywiście wynagrodzenie jest wysokie i radość tym większa :) Na szczęście bliska znajoma ma podobne odczucia i też nie lubi być w ciąży (ma ośmioro dzieci), więc nie jestem sama i nie czuję się dziwnie.

      Usuń
    2. Ośmioro dzieci i nie lubi być w ciąży.To błogosławiona kobieta!

      Usuń
    3. Haha, też się uśmiałam :)

      Usuń
  3. Adwent w stanie błogosławionym ma jakiś taki szczególny wymiar. Te wszystkie niedogodności to chyba wpisują się w to "w bólu będziesz rodzić dzieci". Ja mam wrażenie, że z czasem można spoglądać na ten stan nostalgicznie, bo to jest w końcu czas nadziei, ale też czas sporego trudu - to jest przecież prawda. Tylko, że trzeba zawsze patrzeć na ten trud jako przechodzony "po coś" - w końcu macierzyństwo, ojcostwo jest trudem samo w sobie, nie tylko w okresie ciąży. A czasem to by człowiek wolał ten ciążowy trud zamiast później-życiowego... Takie mnie refleksje naszły ogólne, nie ad personam absolutnie. Lubię zaglądac do Ciebie, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że jest "po coś", podobnie jak ból podczas narodzin. Nie buntuję się na to, stwierdzam tylko szczerze, że tego nie lubię :D
      Zauważyłam, że jest wiele kobiet, które uwielbiają być w ciąży, ale nie lubią tego okresu zajmowania się noworodkiem/niemowlakiem, uwiązania przy dziecku. I są takie, które mają na odwrót i ja do nich należę :)
      I myślę, że jeśli kiedyś będę tęsknić, to za tym zajmowaniem się maluchami, a nie za okresem ciąży...

      Usuń
  4. Dziękuję za komentarz u siebie, aż początkowo nie wiedziałem co Ci odpisać, tak mi się przyjemnie zrobiło :)

    Chłopaki byli na Wawelu? Jak ja im zazdroszczę... Matko! Powiem Ci, że do Krakowa jako takiego mnie nie ciągnie - chyba, że wieczorem, kiedy cicho, wszystko rozświetlone i co najważniejsze: nie ma gołębi. Do Krakowa nie, ale sam Wawel już jak najbardziej tak. I to od dawna... Chciałbym móc tam wszystko dokładnie pozwiedzać. Może kiedyś....

    Tu masz ten quiz o niedźwiedziach: http://dsc.discovery.com/tv-shows/great-bear-stakeout/games-and-more/bear-personality-quiz.htm

    Tylko wszystko po angielsku :) Napisz, jakim jesteś niedźwiadkiem :o)

    A ta piosenka na koniec....ech...się rozpłynąłem, jak zawsze przy Enyi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, jak będę mieć chwilkę to przysiądę i zrobię test.
      Może wyjdzie że jestem Kubusiem Puchatkiem xD
      A na Wawel mógłbyś spokojnie się wybrać, do większości miejsc są podjazdy. Zapraszamy ;)

      Usuń
  5. Ciąża zimowa ma jeszcze ten plus, że jest człowiekowi ciepło (przynajmniej mi było w każdej ciąży) a na dworze nie ma męczących upałów. Bardzo się cieszę razem z Tobą, że wszystko przebiega u Was spokojnie. Zdrówka :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja zdecydowanie lubię być w ciąży, ale tą schizę i nieustający niepokój też znam i tego właśnie nie lubię, ale zwalam to na karb mojej pesymistycznej natury... W pierwszej ciąży to już był absolutny hardcore jeśli chodzi o zamartwianie się. W drugiej już wbijałam sobie do głowy, że to i tak nic nie zmieni, więc jakby trochę wyluzowałam, za to całą ciążę miałam jakieś problemy zdrowotne, więc tak czy siak i tak się jednak martwiłam. Niby jak poczułam ruchy i w pierwszej i w drugiej to miało być ciut lepiej, no bo maluch będzie dawał znać itd... No tak, tylko gorzej jak nie kopał parę godzi, to u mnie już zawał murowany... I pomyśleć, że marzę, aby jeszcze raz to wszystko przeżyć :)
    A znajoma, która nie lubi być w ciąży i ma ośmioro dzieci-hit! No podziwiam, szczerze :)

    OdpowiedzUsuń