W piątek rano wstałam o piątej i zaczęłam pakować Krzyśka i chłopaków. Mieli jechać ze wspólnotą, a ja zostać w domu i się kurować. Pierwszy raz miałam nie pojechać na konwiwencję i było mi strasznie smutno... Ale byłam na proszkach przeciwbólowych i w każdą noc ryczałam z bólu, tak bolało mnie ucho. Masakra, brałam tylko antybiotyk i modliłam się, żeby w końcu zadziałał. A Krzysiek musiał wziąć w czwartek urlop, bo byłam tak słaba, że nie mogłam się sama wygrzebać z łóżka.
Spakowałam chłopaków, obudziłam i podałam śniadanie. Popatrzyłam na zegarek, westchnęłam, wzięłam kolejny paracetamol. I dorzuciłam swoje rzeczy do plecaka. I siateczkę leków. I pojechaliśmy.
Nie byłam w stanie zrezygnować z randki z Bogiem.
O dziwo te trzy dni pomogły bardziej niż lekarstwa. Było pięknie, mieszkaliśmy w domku nad jeziorem, między górami. Chłopaki chodzili nad wodę i do lasu. Pojechaliśmy na górę Żar, gdzie latały szybowce i lotnie. Na szczyt wyjechaliśmy kolejką. Oglądaliśmy tamę. Dla chłopców same atrakcje... W dodatku pogoda piękna, chodziliśmy w samych koszulkach, tak grzało.
A my odpoczęliśmy, nabraliśmy sił... Nie tylko tych fizycznych. Mnie już na wstępie po przyjeździe rozwalił Bóg w szczególny sposób, mówiąc jak bardzo za mną tęskni i jak potrzebuje pobyć tylko ze mną. Takich chwil nikt nie potrafi dać, tylko on. W sumie nawet się nie zdziwiłam, że już po paru chwilach spędzonych tam przestało mnie boleć ucho. Czasem opłaca się zaryzykować i zrobić coś dziwnego, żeby zmienić życie na lepsze.
To był niesamowity czas. A teraz jesteśmy już w domu, ogarniamy system. Zaraz pójdziemy na spacer, korzystając z pięknej pogody.
oh, Rivulet (Natalia - prawda?) piękne, cieszę się bardzo, też mam takie doświadczenia, jak fajnie, że pojechałaś jednak.... My właśnie wróciliśmy z kolejnej.... Pokój!
OdpowiedzUsuń;) Trzymajcie się tam :*
UsuńJa też wróciłam :) dobry czas....
UsuńMasz maleństwo w sobie i powinnaś dbać nie tylko o siebie. Uważam, że mimo wszystko powinnaś zrezygnować z wyjazdu i odpocząć.
OdpowiedzUsuńPowinnas kochana as kochana dbać o siebie mocno! Ale cieszę sie ze wyjazd dał Ci sile i w końcu zadziałały tez leki.
UsuńSpotkania z Bogiem maja moc, jakiej nie jesteśmy w stanie sobie
Moniqa odpoczęłam o wiele lepiej niż w domu, myślę że Maleństwo też się cieszyło z wyjazdu i że jego mama wreszcie czuje się lepiej :) Górskie powietrze też nam dobrze zrobiło, po wielu dniach oddychania krakowskim smogiem...
Usuńja też sobie wyjazdów nie szczędziłam kiedy pod serduchem nosiłam swoich Chłopaków i nie żałuję:) i też właśnie w górach byliśmy:) chodziliśmy szlakami, podziwialiśmy przyrodę i wdychaliśmy powietrze:)
Usuńzawodkobieta.blogspot.com
Grunt, że uzdrowiona!:)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś do zdrowia :) Zazdroszczę, ale w sensie pozytywnym przynależności do wspólnoty, z którą można gdzieś spędzić czas... Ja niestety jeszcze na taką nie trafiłam... 3maj się :)
OdpowiedzUsuńJednym słowem: czasami trzeba zaryzykować!
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że w Krakowie powietrze śmierdzi tak samo jak w Warszawie :/ ale lada moment jadę do rodziców na Roztocze ;)
OdpowiedzUsuńZałatwiłaś się z tym uchem strasznie :/ Ja dalej kaszle. No trudno. Lekarze mówią, że już wszystko w porządku ze mną, tylko, że kaszel tak będzie jeszcze kilka tygodni nawet.
Co to za wspólnota jest?
Neokatechumenat. Polecam ;)
UsuńPoczytam ;)
UsuńPiosenka jest obłędna:) byłam kiedyś na koncercie:D
OdpowiedzUsuńZapraszamy na Nasz nowy blog www.rozpisana-mama.blogspot.com :)