niedziela, 7 października 2012

O czym myślę i co mnie boli.

Spokojny niedzielny wieczór... Dzieciaki już śpią. Wilkołak obok czyta książkę. Za oknem nieprzerwanie pada. A mi przypominają się różne melancholijne piosenki :P

Tak już jest, że październik kojarzy mi się z herbatą z miodem i muzyką Loreeny McKennitt. I wieczorami spędzanymi w knajpach nad odurzającym grzańcem ongiś, kiedy byłam jeszcze wolna ;) (ehhh te posiadówy z Alnilam w Cafe Zakątek tudzież Botanice... wzdych, wzdych.)

Teraz słucham tego:


Poezja ;) Peggy Lee to moje ostatnie odkrycie. Muzyka idealnie pasuje do Rivulet borykającej się z wychowaniem dwójki małych rycerzy... (w sensie że dodaje sił i nastraja pozytywnie).

W temacie borykania się pozostając, ostatnio miałam niezwykle bogate przemyślenia na temat życzliwych osób, którym wydaje się, że mają święte prawo krytykować mój sposób wychowania dzieci. I generalnie myślą, że tylko czekam całymi dniami na ich "dobrą" radę. Nie myśląc nawet o tym, że rada wpędzi mnie w poczucie winy, z którego będę wychodzić przez kilka dni. A ucierpimy na tym wszyscy, i ja, i dzieci. Bo to, czego naprawdę potrzebujemy, to spokój. Naprawdę radzimy sobie świetnie, z ogromną pomocą Pana Boga. I ostatnią rzeczą której potrzebuję (a także cała masa innych matek na całym świecie), to uwagi osób trzecich...

Bardzo mnie to boli i miałam już o tym pisać nie raz. Wiem, że ludzi nie zmienię, ale może jak to z siebie wyrzucę, to potem będzie mnie to mniej dotykało. Bo całymi dniami naprawdę się staram dawać z siebie wszystko, żeby w rodzinie się dobrze działo. A potem jedno głupie zdanie potrafi mnie rozwalić - bo nie ukrywam, jestem znerwicowanym nadwrażliwcem i przeżywam wszystko 100 razy mocniej, niż przeciętny człowiek.

Tak mi się rzuca w oczy, kiedy idę na spacer z dziećmi, jak Szatan nienawidzi kobiet za to, że dają życie, że żyją dla innych. A na pierwszym froncie są te, po których to widać. Nie zastanawiałam się nad tym wcześniej, ale idąc z wózkiem jestem teraz tak samo narażona na uwagi, jak zakonnica. Bo wiadomo - jednych widok ciemnego welonu i krzyża rozczuli, ale jeszcze większa grupa zareaguje negatywnie. Podobnie jest z kobietą mającą przy sobie małe dzieci. Czasem aż boję się, co tym razem mi się przytrafi. Okej, zazwyczaj dużo dobrego i naprawdę cała masa osób pomaga - wnieść wózek do autobusu, wjechać do przychodni itp. Ale przeważnie znajdzie się i oburzona sierota, której nie spodoba się np. że dzieci krzyczą (nie zapomnę pani, która sfochowała się na mnie pod supermarketem, że Rafałek płacze). I oczywiście wyładuje złość na mnie.

Chyba nic tak nie rozwala kobiety, jak poczucie że jest złą matką. Zwłaszcza, jeśli wychodzi to od osób trzecich.

Na szczęście Pan Bóg szybko przychodzi z pomocą - bo jego ocena jest zawsze inna, dobra i prawdziwa. Nie słodzi, ale dodaje siły i podnosi. I widzę, że nie jestem idealna, ale za to w sam raz do tego, co mi Bóg przeznaczył - i nie muszę się sobą gorszyć. Bo on mnie kocha, tak samo Wilkołaka i dzieci, no i zawsze się nami opiekuje. I to on nas poprowadzi, więc nie musimy się spinać i udawać herosów.

Niemniej apeluję do wszystkich życzliwych, którzy zawsze mają "dobrą" radę na czyjeś życie - dajcie już spokój i lepiej zajmijcie się belką we własnych ślepiach. Amen ;)

A dziś ewangelia o tym, żeby być jak dziecko (kolejny sposób Boga na uspokojenie Tusi).

Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto  nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten  nie wejdzie do niego. /Mk 2, 14-15/

3 komentarze:

  1. Wiesz, ludzie to złośliwe i zazdrosne istoty, które czerpią satysfakcję z "dowalenia" komuś. Ale jak to chyba św. Paweł napisał - bardziej trzeba słuchać Boga niż ludzi więc nie ma się co przejmowac bliźnimi :D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rivulet, jesteś kochaną osobą, która cierpi na nadwrażliwość tak samo, jak ja. Martwimy się, że nie jesteśmy ok w sytuacjach, w których inny dłubią sobie piątym palcem w uchu, albo pierwszym w nosie.
    Kiedyś Ktoś nam wynagrodzi cierpienia spowodowane naszymi schizami, tymczasem przyjmij do wiadomości, że idealnych matek nie ma (niby że Matka Boska była, no ok... chciałabym to zobaczyć ;) ), a Ty jesteś najlepszą, jaką znam, a Twoje dzieci najsłodszymi i najmniej zeschizowanymi, jakie przyszło mi spotkać, a mojemu kochanemu Chrześniakowi dla którego zjadłabym kupę dawaj klapsy jak jest niegrzeczny i kochaj go i będzie ok. A i nie słuchaj głupich prukw ;)
    Ciaaaaooooooooooooooooo

    OdpowiedzUsuń
  3. ja mam pytanko z innej beczki jak przezucałas notki ze swojego starego bloga??

    OdpowiedzUsuń