poniedziałek, 12 września 2011

Trochę o Gabrysiu, wychowaniu i takich tam :)

Dni mijają, a mdłości na razie nie przechodzą :P Ale pocieszam się, że do kwietnia coraz bliżej. W dodatku jeszcze trochę i zajmiemy się naszą przeprowadzką, także nie jest źle.

Gabryś zaskoczył mnie ostatnio. Myję mu ząbki jak zwykle, przekonana, że ma ich osiem i czekająca niecierpliwie na następne - bo już dawno powinno coś się pojawić - patrzę nagle, a tu z tyłu gdzieś w głębi dwa zęby, w dodatku już całkiem duże. Nie wiem, kiedy wyrosły i dlaczego tak z tyłu, ignorując trójki i czwórki. Generalnie miałam niezłego zonka. Ale cóż, mały ma już 10 ząbków i łatwiej mu się mieli pokarm :P

Poza tym już od dłuższego czasu jestem zdziwiona, jak szybko mały się uczy nowych rzeczy i jak prawie co dzień mnie czymś zaskakuje. Na przykład dziś się zbuntował czekając na śniadanie i kiedy nie patrzyłam zjadł dwa jabłka. Z ogryzkami i ogonkami :P Wiem o tym tylko dlatego, ze widziałam jak je zaczyna, ale potem śladu po nich nie było... Poza tym sam wpadł na to, żeby pomóc mi wieszać pranie. Ja stoję przy suszarce, a on sam lata do pralki i z powrotem, przynosząc mi rzeczy.

Najbardziej rozkłada mnie to, że Gabryś uwielbia mi siedzieć na kolanach albo przy nogach i się bawić przytulony do mnie. Oglądamy wtedy książeczki, albo po prostu on sam się czymś bawi, a ja mam tylko być i patrzeć :)

Generalnie opanowanie sztuki chodzenia w lipcu otworzyło małemu świat. Teraz wszędzie go pełno i wszystkiego może próbować sam. A ja mu na to pozwalam, bo wkurza mnie monitorowanie dzieci i uczenie ich na siłę według planu dorosłych.

Czytałam ostatnio super książkę o rodzicielstwie, którą polecam wszystkim rodzicom - Carl Honore "Pod presją. Dajmy dzieciom święty spokój!". Wiele rzeczy mnie zaskoczyło, dało mi do myślenia i obnażyło moje podejście do dziecka. A z wieloma innymi po prostu się zgadzam, bo sama już je zauważyłam, tudzież nawet byłam ich ofiarą. Z opisu książki:

Jeżeli kiedykolwiek przemknęła Ci przez głowę myśl, żeby wcisnąć do rozkładu dnia Twojego i tak już zapracowanego dziecka judo, kaligrafię, skrzypce czy suahili - ta książka jest dla Ciebie.

Może nie myślałam jeszcze o suahili, ale jednak przyłapałam się na gorączkowym myśleniu, co dla Gabrysia byłoby najlepsze i jak wpłynąć na jego rozwój. Tak jakby ten rozwój nie następował sam... Książka opowiada o wszystkich po kolei przedziałach wiekowych i różnych aspektach bycia dzieckiem. Co najbardziej dotyczyło mnie i małego w tym momencie, to rola zabawy. To, żeby bawił się sam i tak, jak chce. Bez strofowania go i bawienia się za niego, ustalania za niego zasad. Może nie miałam jeszcze takich tendencji, ale szczerze mówiąc zaczynałam już się łamać.

Wiele razy na placu zabaw Gabryś bawił się w piaskownicy, ja siedziałam w błogiej zadumie i od czasu do czasu zauważałam złowrogie spojrzenia innych mam/opiekunek, zbulwersowanych moją bezczynnością i raz po raz mówiących do swoich dzieci: "Jak trzymasz tą łopatkę?", "Mówiłam tyle razy, że babki robimy mokrym piaskiem, wysyp ten suchy!", "A dlaczego tak robisz?" itd. Ton sugerował, że dzieci zdecydowanie są nie takie jak powinny i bawią się nie tak, jak powinny. Dzieci były zestresowane i zdezorientowane, choć udawały że nie. Gabryś w błogiej nieświadomości grzebał łapką w piasku, a ja zastanawiałam się, czy czasem nie powinnam też poinstruować go o robieniu babek w piasku oraz innych rzeczy, które zdaniem dorosłych dzieci winny robić w piaskownicy. Zwykłe grzebanie w piasku jest zbyt bezproduktywne i mało efektowne.

Właśnie, bezproduktywne. Złapałam się na tym, że tak jak sama nie daję sobie prawa do dobrej zabawy, wolnego czasu, poczucia zadowolenia z działań nie przynoszących wymiernych korzyści np. finansowych, tak mogę nie pozwalać na to dzieciom. Trudno się oprzeć temu, co się dzisiaj wmawia.

Ostatnio na przykład zarejestrowałam się jako osoba bezrobotna. Czekałam w kolejce i czułam się beznadziejnie. Wiedziałam, że to moja decyzja i że chcę się poświęcić dzieciom. Ale bezrobotna? Jak to brzmi... Jakbym siedziała cały dzień w papilotach i paliła peta za petem, bo nie chciało mi się robić nic innego. A nie od rana do nocy uganiała się za dzieckiem i usiłowała ogarnąć dom i siebie.

Podobnie z dziećmi. Takie myśli: a może byłby dla niego lepszy żłobek? Przedszkole? Jaka szkoła? Czy poślę go do muzycznej jak dorośnie?

Dios mio, a on ma piętnaście miesięcy, rozwija się dobrze i świetnie się bawi...

Zdecydowanie należy dać dzieciom - i sobie - święty spokój. I nie szaleć, próbując rozwijać dziecko na siłę. Bo się jeszcze zestresuje i zwinie z powrotem :P Ja bym tak zrobiła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz