piątek, 10 czerwca 2011

Błogosławieństwo.

Po paru dniach burzowo-upalnych nastało zimno i deszcze. Ale i tak jest pięknie, bo czuć już, że jest lato. Rano o 8 musiałam pójść po chleb, bo jakoś nic nie było na śniadanie. Kropiło trochę, ale tak pachniało... Ten mój ukochany zapach mokrych łąk... Od razu się chciało żyć. W dodatku chleb był pyszny i świeży, wcinaliśmy z Gabrysiem aż okruszki leciały :P No i do tego zrobiłam kakao i jajka na twardo echh dawno tak się nie najadłam rano :)
Jutro mamy finalne egzaminy na str. Ale jakoś specjalnie się tym nie przejmuję, bo w sumie to powinni nam zaliczyć od ręki. A potem wieczorem jest czuwanie - Zesłanie Ducha Świętego. Szykuje się znowu długi dzień :)
Byliśmy wczoraj u znajomych, którym niedawno urodził się synek (zresztą urodzinki będą obchodzić w jednym dniu z Gabrysiem). Mają już czwórkę dzieci i było tak fajnie je zobaczyć. Pewnie, że im ciężko i są trudności logistyczne :P ale wczoraj bardzo mnie to poruszyło, jakim każde dziecko jest darem i błogosławieństwem z góry. Nawet takie, które jest zaskoczeniem. A zwłaszcza mnie rozwalił widok tego najmłodszego Szymka, którego życie w czasie ciąży było zagrożone (poważne zagrożenie poronieniem, w zasadzie to cud, że żyje), a jednak mógł się urodzić i teraz będzie rósł sobie i w ogóle.
Tak pozostając w temacie, to znalazłam ostatnio taką stronkę: http://potrojnycud.blogspot.com
Jak jeszcze ktoś mi powie, że współczuje matkom w ciąży i że nie warto mieć dzieci (ostatnio do mnie docierały takie rewelacje z różnych źródeł), to niech spada na drzewo.
W zasadzie to już sama nie mogę się doczekać kolejnego :) Ale na razie cisza... Bóg da wtedy, kiedy to bedzie dobre.A może najpierw będę musiała małego odstawić? Inna sprawa, że ten rok przerwy i przyzwyczajenia się do nowego życia dobrze mi zrobił :)
Dobra, idę się trochę pouczyć, korzystając z drzemki małego. Ciao

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz