poniedziałek, 21 lutego 2011

Dać sobie spokój...

Właśnie wróciłam od lekarza z małym (już mu lepiej, teraz gorzej ze mną :]) i po drodze wpadłam do znajomej po ciuszki dla Gabrysia. Boże, jak dobrze, że stworzyłeś rodziny wielodzietne... Mając ośmioro dzieci człowiek zachowuje się jak człowiek. No więc usłyszałam od Aśki, żebym się nie przejmowała, co pomyślą inni i zajęła sobą. I że do tego się dochodzi z czasem :P Tak więc ze mnie jakby w sekundzie uszło napięcie i przestałam się schizować. Bo sobie uświadomiłam, że najbardziej w momencie, kiedy mały krzyczy, mnie przeraża to, co myślą inni (głównie sąsiadka) i byłam na niego zła, bo sama czułam się winna. Kurcze, jak niewiele trzeba, żebym przestała się szamotać sama ze sobą. Wystarczy ktoś ze światłem na kilka sekund.

I tak przez tą chwilę jak tam byłam, to znowu tak silnie poczułam, że też chcę mieć taką dużą rodzinę. Wilkołak chce mieć 5 dzieci, mi się marzy 6. A ile Bóg da, to się już zobaczy... Pewnie, że ciągle kołowrotek z taką gromadą i że bywa trudno, ale jest coś zdrowego w posiadaniu większej ilości dzieci, niż 2, o 1 nie wspomnę... Może dlatego tak za tym tęsknię, że Wilkołak jest jedynakiem, ja mam tylko młodszego brata i mocno doświadczyłam tego, jak jest ciężko, kiedy rodzice skupiają się na jednym dziecku i przysłaniają mu świat. Mając więcej dzieci po prostu się nie da być nadopiekuńczym, co nie znaczy, że się nie zajmuje dziećmi i ich nie kocha. Jest jakaś równowaga, której w naszych wyjściowych rodzinach tak bardzo brakowało. Kiedy sobie pomyślę, jak bardzo musieliśmy się wyrywać z gniazd i ile nerwów nas to kosztowało... Ech. No chcę mieć dużo dzieci :) Nawet mam już imiona wymyślone dla następnego, jeśli się pojawi.

W każdym razie, wracając do Aśki i tego, co powiedziała, to naprawdę dobrze mi teraz i lżej. I widzę, że ona jest po prostu o te kilkanaście lat doświadczenia przede mną. I wprawdzie jest to nieraz dla mnie przytłaczające i trudno mi mieć z nią taką więź, jak z Alnilam, czy Renfri, to dobrze czasem jest pogadać. Głównie dlatego, że ona jest matką, tak jak ja i zawsze mnie jest postawa jakoś umacnia. Brakuje mi zdrowego wzorca matki, po prostu. Nie nadopiekuńczego, który dusi, nie nienawidzącego, który odrzuca. Szukam takiego, który kocha i akceptuje. I ten kierunek mi się podoba :)

A moje słoneczko usnęło w drodze i śpi dalej. Nazywamy go teraz Zębuszkiem. Uwielbiam, jak się uśmiecha...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz