środa, 11 sierpnia 2010

Romantycznie ;)

Czy można mieć romans mając męża? Można, a nawet trzeba. Pod warunkiem, że jest to romans z Bogiem.

Jest nieraz tak, że idę gdzieś samotnie i nagle dostaję taki prezent, który porusza mnie najbardziej. Zachód słońca nad lasem, zapach ziemi po deszczu, dzikie zwierzątko, usłyszana gdzieś piosenka, Indianie grający pod Barbakanem - wiele rzeczy sprawia, że serce bije mi szybciej. Rzeczy, o których nikt nie ma pojęcia, oprócz nas, mnie i Boga. Czasem mam wrażenie, że nawet ja nie wiem i nagle to odkrywam. Tak, jak kobieta odkrywa po ślubie na nowo własne ciało. Jest jakaś część mnie, którą tylko On zna i może ożywić. Być może i jakaś część w Nim należy tylko do mnie i jest tylko dla mnie przeznaczona.

Nieraz mam wyrzuty sumienia, że za mało się Nim zajmuję. Że nie trwam, tak jak bym może trwała będąc w zakonie i modląc się, tylko tysiące rzeczy mnie rozprasza. Mam męża i dom. Dziecko, które obudziło we mnie chęć posiadania większej gromadki dzieci, jeśli tylko Pan pozwoli. Świat wydaje mi się naprawdę piękny i boję się, żebym nie zapomniała, kto go stworzył. Kto jest na pierwszym miejscu.

A jednak mam wrażenie, że Bóg to rozumie, że taką mnie przeznaczył do takiego powołania i będzie błogosławił. Że umie się posłużyć nawet tym, co złe w mojej historii do czynienia dobra. Przez takie poruszenia, jak wspomniane wcześniej prezenty kieruje mnie ku sobie. Potrafi przebić się przez moje doły i smutki. Nie obraża się nigdy, tylko rozumie i odpowiada przez swoje Słowo lub jakieś wydarzenia. Mogę powiedzieć, że Bóg jest najlepszym kochankiem na świecie ;) I mówię to wcale nie dlatego, że czuję się rozczarowana przez własnego męża, wręcz przeciwnie :D Zresztą Bóg przeznaczył nas, byśmy byli darem dla siebie. Małżeństwo chrześcijańskie tak naprawdę musi żyć w trójkącie i tylko wtedy jest zdrowe. Pogłębiając wzajemną relację i relację z Nim.



Oczywiście romans z Bogiem to przywilej każdego. Może dziwnie to brzmi w odniesieniu do mężczyzn. Ale w końcu to nie kobieta powiedziała "Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść".

Pewnie nie wiedziałabym o tym, gdyby Bóg nie był tak dobry i nie poprowadził tak tej historii. I tak, jak później dał mi Krzyśka, żebym mogła odkryć głębię swojego powołania, tak wcześniej postawił na mojej drodze Alnilam. A raczej na naszej drodze postawił... Drogę. Alnilam dawno tu nie pisała (już od roku), więc może napiszę trochę, co u niej. Wróciła właśnie z pielgrzymki na Jasną Górę, a obecnie jedzie z Renfri do Rumunii. Mam wrażenie, że jej nic nie rozprasza i Bóg dał jej tą łaskę romansowania z nim na całego (co jest trudne, ale piękne). Chyba dlatego chwilowo nic nie pisze - bo to, co się dzieje, to już sprawa między Nimi. Obecnie rozpatruje swoje powołanie. Na spotkaniu powołaniowym na warszawskim Torwarze wstała, odpowiadając na wezwanie Boga. Poza tym, jak Bóg da, zostanie chrzestną Gabrysia podczas przyszłej Paschy. Swoje obowiązki matki chrzestnej traktuje już bardzo poważnie :) Wczoraj mały dostał od niej piękny obrazek z Aniołem Stróżem.

Piszę to, bo Bóg dał nam doświadczyć, co to znaczy prawdziwa przyjaźń (nasza trwa już prawie dziewięć lat), a jednocześnie tak posplatał nasze historie, że razem mogłyśmy odkrywać Jego samego i stawać się coraz bardziej Jego Księżniczkami. Może to sie wydać śmieszne dla kogoś, kto tego nie doświadczył. Jednak z tego miejsca widzę wyraźnie, że same nigdzie byśmy nie doszły. Frodo nie dałby rady bez Sama i na odwrót. Old Shatterhand nie byłby sobą bez Winnetou i wzajemnie. I tak my mogłyśmy być coraz bardziej sobą w tym świecie, który w zasadzie od początku tego zabraniał. We dwójkę raźniej, a gdzie dwójka w imię Boga, tam i On. Tak więc zaczęłyśmy się szczęśliwie stawać sobą w Nim. [o tej historii w poście Droga, link po prawej stronie]

I tak zaczął się nasz romans z Bogiem. Zresztą ten blog tak naprawdę powstał po to, żeby dać temu świadectwo. Założyła go Alnilam w 2005 roku po przejściu Karola na drugą stronę, a zaraz potem dołączyłam ja. Może i nieraz wypisywałyśmy tu głupoty, ale zawsze były one w dialogu z Nim. A blog był jak nasza chatka w górach, gdzie bezpiecznie mogłyśmy być sobą i mówić, co myślimy.

W tym momencie czuję się trochę jak Sam, który prowadzi dalej zapiski po odejściu Froda. Ale to tylko blog, a rzeczywistośc jest o wiele bardziej żywa i dynamiczna.

Romans trwa :)

I tego życzę każdemu

Rivulet

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz