wtorek, 22 czerwca 2010

Odnajdywanie nowego rytmu.

I jesteśmy już ponad tydzień w domu... Powoli przyzwyczajam się do nowego życia. Nie jest łatwo... Najbardziej daje mi w kość nerwica poszpitalna, ale o tym później. Jest też strach o Gabrysia - żeby był zdrowy, żeby mu się krzywda nie stała, żebym z głupoty nie narobiła bigosu. Będę musiała uczyć się każdego dnia zaufać, że Bóg go chroni i się nim opiekuje. I każdego dnia go Mu polecać. Nie jest łatwo być matką - ale czuję, że po to się urodziłam, żeby nią się stać. Raz że na przekór temu, co się działo złego w mojej rodzinie, żeby wreszcie dawać życie bez pretensji i oczekiwania czegoś w zamian. Dwa że takie jest rzeczywiście powołanie każdej kobiety - mieć dzieci, czy to fizycznie, czy duchowo. Nie wiem czy kiedyś czułam się bardziej na swoim miejscu, choć na razie jestem ciągle zmęczona, często niewyspana i przeważnie przestraszona. Jedyne, czego mi teraz bardzo brakuje, to góry. Żeby poczuć się znowu ślebodnie, bezpiecznie, z dala od całego tego zamętu. I blisko Boga.

Niestety pobyt w szpitalu, zwłaszcza ta pierwsza część na patologii, nie pozostały bez echa. Taki mam organizm, zresztą to chyba nic dziwnego, że po długim czasie stresu, niepewności i uprzedmiotowienia człowiek ma schizy, nawet jeśli wszystko dobrze się skończyło. Przetrwałam ten czas, ale teraz daje znać o sobie. Żyję niestety z ciągłym lękiem, że zaraz się coś wydarzy i znowu wyląduję w szpitalu, znowu będę sama i będą mnie kłuli, mając do mnie pretensje, że mnie boli. Nie mam depresji poporodowej, nie jest to nijak związane z Gabrysiem. Po prostu nie chcę tam wrócić i czuję się jak mała dziewczynka, która chowa się pod stołem ze strachu przed zastrzykami. Czuję się jak wtedy, kiedy miałam cztery lata i też spędziłam tydzień w Narutowiczu, bo odkryto u mnie astmę. I nie umiem sobie z tym poradzić. Generalnie to mam ochotę się skulić w sobie i rozpłakać na dobre. Albo żeby ktoś mnie przytulił. A najlepsze że wiem, że Krzysiek nie może tego uleczyć, choćby chciał i tylko Bóg może przytulić tak naprawdę i dać mi pokój. Po modlitwie jest lepiej, ale czas dochodzenia do siebie chyba jeszcze długo potrwa. Ale wiem, że On nie ma do mnie o to pretensji. Przy Nim mogę być naprawdę sobą. To niesamowite móc to odkryć. Zwłaszcza że widzę, że większość ludzi o tym nie wie i żyje w strachu przed byciem sobą, przed swoimi słabościami.

A co poza tym? Jakoś zyjemy :) Staram się odnaleźć jakiś nowy rytm dnia - bo wszystko jest inne. Karmienie średnio co 2-3 godziny, też w nocy, więc trzeba to potem odespać. Wyrwy w środku dnia, kiedy mały nie może zasnąć albo coś mu nie pasuje. Bałagan, którego nie mogę ogarnąć, jeśli chcę mieć choć chwilę dla siebie na poczytanie książki, czy posiedzenie na necie. Śniadania, o których zapominam i jem na szybko po południu, kiedy żołądek zaczyna się burzyć na takie porządki. Wieczorne kąpiele Gabrysia, ktore idą na szczęście coraz sprawniej. Dziś byłam na pierwszych zakupach z wózkiem. Ładny dzień i od razu mi się humor poprawił, muszę wychodzić częściej. No i liturgie i eucharystie bez zmian, wskoczylismy w nie od razu (zresztą baaardzo ich teraz potrzebuję), więc słucham Słowa bez przeszkód. Są jeszcze badania, na które musimy jeździć z Gabrysiem. Lista jest długa, ale jakoś dajemy radę :) W końcu pewnie dojdziemy do jakiegoś porządku w tym wszystkim. Powoli...

Gabryś ma już ponad 2 tygodnie. Super jest patrzyć, jak rośnie, jak się zmienia. Już w tak krótkim czasie przybrał bardzo na wadze, ma zupełnie inną buzię, nogi i ręce jakoś się wydłużyły :) No i jest coraz bardziej kontaktowy. Czasem ma awarie związane z ulewaniem i wymiotami, a ja dostaję zawału, ale generalnie nie sprawia problemów. Kiedy na mnie patrzy, przestaję się bać i czuję się jak wobec tajemnicy Nieba. Niesamowite, że za parenaście lat będzie nie do poznania, ze swoimi doświadczeniami, nadziejami, historią. Niesamowite, że ja też byłam taka mała, że kiedyś też miałam dwa tygodnie. Człowiekowi zmienia sie zupełnie perspektywa wobec czegoś takiego...

poszukująca spokoju Rivulet

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz