sobota, 24 kwietnia 2010

Sny o ślebodzie.

Ciepło, wiosna wreszcie za oknem. Mlecyki rozgwieżdżone w ogródku, czerwone pelargonie na parapecie, w dali kwitnące drzewa. Pachnie ciepłą trawą. Chciałoby się wyjść i nacieszyć tym czasem - a tu nie ma za bardzo jak. Od dwóch tygodni siedzę w domu. Nie dość, że dalej chora jestem, to się jeszcze okazało, że jest zagrożenie wcześniejszym porodem i się mam z łóżka nie ruszać. Ech...

Na początku myślałam, że mnie coś trafi, bo jak się nie włóczę, to wpadam w totalny dół. I generalnie mnie to wkurzało - że nie mogłam sej nawet obiadu zrobić sama, o zakupach nie wspomnę, że nie mogłam wyjść na eucharystię. Życie jakby się potoczyło obok mnie, wszyscy sobie dalej załatwiali swoje sprawy, a ja zostałam w czterech ścianach i do wyboru miałam czytanie książek, komputer... No i modlitwę oczywiście, co chyba przytłaczało mnie najbardziej - bo nagle nie miałam wymówki i wyraźnie zobaczyłam, jak jestem w stanie zrobić wszystko, żeby tą modlitwę odsunąć na bok, żeby tylko nie mieć czasu dla Boga. Różnie z tym teraz jest. Ciężko mi też przyjąć, że Bóg się mną nie gorszy - rozumowo owszem, wiem o tym, ale gdzieś w środku mam wrażenie, że patrzy na mnie i jest rozczarowany. Bo zawsze, jak zostaję nagle w domu, oderwana od ludzi i zewnętrza, to wpadam w dawne grzechy i przyzwyczajenia, dawne myśli. Otwiera się stary katalog i tylko mnie trafia, że muszę iść do spowiedzi znowu, że wpadam w to samo bagno, nie umiem kochać, tylko wykorzystywać. Znaczy jakoś w normalnych okolicznościach umiem to przyjmować, a teraz czuję się jak w bagnie. Może dlatego, że żyjąc w pośpiechu, ciągle karmię zmysły czymś - muzyką, rozmowami, widokami. A tutaj nie ma tego i zostaję sama ze swoja pustką. Ale na wszystko jest odpowiedź.

http://www.youtube.com/watch?v=2xZHMZaWLwM&feature=related - link do rekolekcji trzydniowych Nikosa Skurasa.

Różnie jest... Czekam na czerwiec i mam nadzieję, że donoszę tą ciążę i dziecko się urodzi dobrze. Czekam na to i boję się jednocześnie. Na samą myśl o tym, jak to się zacznie, zimno mi się robi. Z drugiej strony, chociaż potem nasze życie będzie zupełnie inne, to ja jednak będę znowu sobą, a nie sobą z Maleństwem w środku. Więc warto przeżyć. Uciążliwe jest bycie dwoma osobami. Wolę nie myśleć, co czuje Trójca Święta xD Maleństwo będzie sobą też i będzie mieć własną historię. Najbardziej niesamowite w posiadaniu dzieci jest to, że każde jest przeznaczone do życia wiecznego, do posiadania własnej relacji z Bogiem - trzeba je tylko do tego w miarę możliwości pobudzić.

No i co... Czytam sobie. Przeczytałam najpierw książkę Michaela O'Briena "Ojciec Eliasz. Czas Apokalipsy" - polecam. Nie dość, że wciągająca, to jeszcze autor ma światło i wplata mądre kwestie w prawie każdy kryminalny wątek. A teraz siedzę nad serią o Smoczogórach Wita Szostaka i też się sasam, bo to połączenie fantastyki z góralszczyzną, czyli generalnie moje klimaty. Szczerze mówiąc nie wiem, czy po Tolkienie nie jest to jedyne inteligentne, głębokie fantasy (z aspiracjami na coś więcej, niż tylko garść marnych dialogów, pozerskich bohaterów i zaskakujących zwrotów akcji), jakie czytałam - a trochę tego było.

"Kiedyś, parę lat temu, gdy z kolejnej wędrówki powróciłem na Zarąbek, zapytałem Rysia, jak to jest z bogami. W naszych pieśniach coś głucho o nich. A ja akurat kapłanów w drodze spotkałem i oni mi o różnych bogach opowiadali. Od wody i od ognia, od ziemi i od powietrza. Więc się Rysia zapytałem, jacy bogowie są tu, w Smoczogórach. A on nic z początku nie powiedział, tylko mnie na Garbacz zaprowadził. Stanął tu, gdzie my teraz siedzimy i kazał mi się rozglądać po widnokręgu. Patrzę i widzę góry, dumne, groźne, ale nasze. Widzę lasy, szumiące zbocza. Słyszę śpiew strumieni i pędzące nad graniami chmury. Patrzyłem tak długi czas na to prastare piękno, dziwnie urzeczony widokiem, który przecież znam od dziecka. Aż Ryś się odezwał: "Myślisz, synuś, że wielu bogów naraz potrafiłoby wymyslić takie piękno? Pokłóciliby się i bardzo brzydkie góry by im wyszły. Taki świat to mógł tylko Jedyny wymyślić. Bo jedność to doskonałość, a w wielości jakis brak i niezgoda siedzi i wszystko może popsuć. Jak w muzyce." I tyle mi powiedział. A ja patrzyłem na te nasze góry ukochane i wiedziałem, że prawdę mówi, bo inaczej być nie może."
W.Szostak, Wichry Smoczogór

Wprawdzie na Dni Tischnerowskie nie dotarłam, ale powiedzmy, że mam coś w zamian :) Dobra, starczy tego pisania. Jutro znowu mam wizytę u lekarza (transport by Renfri), zobaczymy, jak to będzie.

Rivulet

Kołysanki z dzieciństwa mi się przypomniały ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz